Wczoraj złoty był najsłabszy od marca 2004 r. – około 18.20 za euro trzeba było zapłacić 4,8440 zł. Franka szwajcarskiego, w którym denominowana jest większa część kredytów hipotecznych Polaków, wyceniano na 3,2650 zł. Mocno zdrożał też dolar amerykański, który kosztował 3,7940 zł.
Ciąg dalszy osłabienia złotego analitycy kwitują jednoznacznie: cały czas inwestorzy nie chcą mieć w swoich portfelach walut z Europy Środkowo-Wschodniej. Wczoraj także węgierski forint osłabił się wobec euro do najwyższego poziomu w historii. – Inwestorzy otrzymali w poniedziałek kolejną porcję złych danych – najpierw z Japonii o gorszej od prognoz dynamice PKB, a potem o produkcji przemysłowej na Węgrzech – tłumaczy sytuację na rynku Marcin Grotek, analityk walutowy Raiffeisen Banku.
Złotemu nie pomógł nawet raport analityków Deutsche Banku, którzy oceniają, że polska waluta jest niedowartościowana o 15 proc., i o tyle właśnie powinna się umocnić do końca 2009 r.
Analitycy podkreślają, że do osłabienia naszej waluty przyczyniły się też zapowiedzi wicepremiera Pawlaka dotyczące pomysłu ustawowego unieważnienia umów opcyjnych. Według niektórych ekonomistów pogłębiają one negatywne nastawienie inwestorów zagranicznych do naszego kraju, a wizja ewentualnego przyspieszenia zamykania tych struktur może spowodować wzrost popytu na euro. To oznaczałoby jeszcze większe osłabienie złotego.
[wyimek]3,2 zł kosztowała europejska waluta pod koniec lipca 2008 roku. To najmniej w historii[/wyimek]