Choć początek obecnego kryzysu datowany jest na połowę 2007 r., to dopiero jesień 2008 r. przyniosła jego eskalację w postaci silnego spadku zaufania uczestników rynków finansowych, bankructw i spadku płynności. Zjawiskom tym towarzyszyły spadki wycen aktywów na rynkach kapitałowych w całym świecie. Perturbacje na rynkach finansowych zaczęły się przekładać na sferę gospodarki realnej. Ekonomiści zaczęli obwieszczać koniec ery łatwego pieniądza. Ery, która zdaniem specjalistów nastała pod wpływem zbiegu kilku sprzyjających czynników.
Pierwszym był wzrost stabilności makroekonomicznej – trwający od drugiej połowy lat 90. XX wieku oraz na początku XXI wieku i przebiegający bez większych wstrząsów. Jednocześnie na początku dekady główne banki centralne prowadziły ekspansywną politykę pieniężną. W tym samym czasie kraje azjatyckie, nauczone doświadczeniami kryzysu z drugiej połowy lat 90., budowały swoje sektory eksportowe, generując tym samym duże nadwyżki na rachunkach bieżących. Do tego doszły postępująca deregulacja rynków finansowych i rozwój nowych instrumentów – dynamicznie rozwijała się sekuratyzacja kredytów hipotecznych i konsumenckich, szczególnie w USA. Następnie były one nabywane przez podmioty finansowe na całym świecie. W tych sekuratyzowanych „paczkach” znalazły się też toksyczne aktywa. Na taki rozwój instrumentów nie były gotowe nadzory finansowe, więc poziom kontroli nad rynkami finansowymi wyraźnie się obniżył.
W tle tych wydarzeń bardzo szybko rosły ceny surowców, szczególnie ropy naftowej. Eksporterzy ropy to kolejna grupa państw mająca nadwyżki kapitału, którego odbiorcą stały się Stany Zjednoczone. Koszt pieniądza jeszcze bardziej spadał.
Ale nie tylko USA korzystały na erze taniego pieniądza – dostępność kapitału swobodnie przepływającego po świecie sprawiła, że kraje o relatywnie niskich stopach oszczędności mogły cieszyć się szybkim wzrostem gospodarczym. Towarzyszył temu wzrost wartości ich walut. Przechodząc do regionu Europy Środkowej, czynniki te zostały wzmocnione spadkiem ryzyka inwestycyjnego związanego z wstąpieniem krajów do UE. Upowszechnił się także mechanizm zaciągania przez inwestorów kredytów w walutach nisko oprocentowanych (jak np. jen czy później także dolar) i inwestowania w waluty wysoko oprocentowane (jak np złoty). Złoty jednak był pod większą presją na umocnienie z powodu dużego, płynnego rynku – w efekcie w połowie 2008 r. dolar kosztował 2 zł, a euro 3,2 zł.
Sytuacja ta trwała do jesieni. Upadek Lehman Brothers odwrócił o 180 stopni postrzeganie światowych inwestorów i rozpoczął się proces odwrócenia transakcji typu carry-trade – waluty wysoko oprocentowane zaczęły być wyprzedawane w niespotykanym dotąd tempie, a dolar amerykański błyskawicznie się umacniał. Dodatkowo spadająca płynność na rynkach finansowych spowodowała, że inwestorzy preferowali twardą walutę i wyprzedawali nie tylko waluty krajów wschodzących, ale także akcje i obligacje.