Jadę przez pampę, piję szampana

Oglądam zachodni film, a piękna stewardesa podaje mi kawę. Na noc rozkładam sobie fotel i nakrywam się kocem. Autobus niesie mnie przez wielkie przestrzenie Ameryki Południowej

Publikacja: 04.02.2010 23:52

Zaniedbane, nieremontowane koleje tracą w Ameryce Południowej pasażerów, którzy wybierają, nawet na

Zaniedbane, nieremontowane koleje tracą w Ameryce Południowej pasażerów, którzy wybierają, nawet na długie trasy, wygodne autobusy

Foto: Corbis

Detektyw Pepe Carvalho, bohater kryminałów Manuela Montalbana, zapytany przed podróżą do Buenos Aires, co wie o Argentynie, odpowiedział: „Tango, zaginieni, Maradona”. Zapomniał dodać: „I autobusy”.

No, ale akcja książki toczy się w latach 90. XX wieku. Wtedy w Argentynie autobusy nie miały jeszcze takiego znaczenia. Na dłuższych trasach z powodzeniem pasażerów woziły pociągi. Dziś role się odwróciły. Perony, budynki stacyjne i trakcje przypominają dekoracje do filmów, które zapomniano uprzątnąć po zakończeniu zdjęć. Za to na dworcach autobusowych kłębi się zawsze tłum, właściciele licznych punktów gastronomicznych i usługowych nie narzekają na obroty, a kilkadziesiąt kas konkurujących ze sobą firm przewozowych oferuje bilety do wszystkich zakątków Argentyny i sąsiednich krajów. W dodatku w dwóch standardach: turista class (klasa turystyczna) i pullman class (klasa luksusowa). Pullman oferuje większe wygody, ale i w pojeździe należącym do pierwszej kategorii nie może zabraknąć podstawowych udogodnień, do jakich zalicza się tu klimatyzację, toaletę, automat z kawą i innymi napojami oraz – zwłaszcza! – telewizję pokładową.

Przybysz z Europy, który chce w miarę szybko dotrzeć z Buenos Aires do rozsławionych przez filmową „Misję” wodospadów Iguacu, a potem do stolicy Chile Santiago, po drodze zahaczając o urugwajskie Montevideo i przecinając jedną z prowincji brazylijskich, nie uniknie kontaktu z tym zjawiskiem. Ja jednak unikam, mam bowiem awersję, znaną wszystkim, którym w dzieciństwie dane było pokonywać śmierdzącym pekaesem wiraże zakopianki. Dlatego pierwszy odcinek trasy: Buenos Aires – Montevideo pokonuję promem. Mimo pierwotnych oporów (co tu robić, gdy monopolista Aerolineas Argentinas oferuje krajowe bilety lotnicze w cenach zaporowych) ulegam. W Montevideo, stolicy Urugwaju, wsiadam do autobusu, który za około 60 pesos (9 zł) zawiezie mnie do Rivery, miejscowości przy granicy Urugwaju z Brazylią.

[srodtytul]Kolej przegrywa[/srodtytul]

W środku: miłe zaskoczenie. Wyprane zasłonki, skórzane fotele, klimatyzacja. Uprzejmy pracownik linii dalekobieżnej COT, pełniący funkcję stewarda, przechadza się między siedzeniami z butlą coca-coli. Rozlewa napój do plastikowych kubeczków, rozdaje ciastka w rodzaju donkinowych donatów i, powtarzając kilkakrotnie nazwy Tacuarembo oraz Rivera, upewnia się, na którym z przystanków chcą wysiąść cudzoziemcy.

Argentyńczycy drzemią lub popijają mate – napój z wysuszonych liści ostrokrzewu paragwajskiego – z niewielkich naczyń z owocu tykwy, przez bombilę, metalową słomkę. W miarę jak napoju ubywa, uzupełniają naczynie gorącą wodą z termosu. Termos i naczynie do mate to w Ameryce Południowej niezbędne akcesoria, nie tylko w podróży.

Można spokojnie zagłębić się w fotelu i oddać rozmyślaniom. Na przykład o latach świetności głównego dworca kolejowego w Montevideo – Estacion General Artigas. Imponujący budynek przypominający neogotycki pałac, otwarty w 1897 r., przez prawie sto lat był bramą dla odwiedzających stolicę Urugwaju. Już nie jest. 28 lutego 2003 r. o godz. 21.25 na stację mającą status narodowego „pomnika historii” wjechał ostatni pociąg. Decyzją władz ruch kolejowy przeniesiono na zachód miasta, do nowej stacji, zbudowanej przez państwowy bank, który kupił starą Estacion za... 7,8 mln dolarów. Kwotę śmieszną w porównaniu z wartością parceli w centrum miasta. Plastikowo-szklana, banalna bryła nowego dworca z trzema tylko torami nie przypadła do gustu podróżnym. Urugwajska kolej traci ponoć na skutek tej decyzji 10 tys. pasażerów miesięcznie. Wyliczył to Ruch Pasażerów w Obronie Stacji. Mimo planów zagospodarowania budynku na biura i mieszkania, stacja nadal stoi pusta, a kontemplację jej urody utrudnia fetor bijący od koczujących pod frontowymi kolumnadami bezdomnych. Na ścianach ślady podpaleń.

Tętniący życiem dworzec autobusowy w Montevideo z kilkudziesięcioma stanowiskami, z których ruszają autobusy, to zupełnie inny, nowoczesny świat. Podobnie jak inne dworce w miastach Urugwaju, Argentyny, Chile.

Steward – lat około 50, biała koszula, spodnie w kant – na każdym postoju podaje dwornie ramię schodzącym po stopniach damom. Ten sam gest – jak przekonam się później – powtarzać będą jego koledzy w kolejnych autobusach linii argentyńskich i chilijskich. – Jak podróżować, to tylko autobusem – myślę, wysiadając w Riverze.

[srodtytul]Coche cama, czyli łóżko[/srodtytul]

Przerwa w euforii. Następnego dnia czekają mnie zgoła odmienne doznania. Autobus z przygranicznej miejscowości Santana do Livramento, odpowiednika Rivery po brazylijskiej stronie granicy, przywołuje upiora zakopiańskiego pekaesu. Klimatyzację zapewniają uchylone okna. Podstawowym wyposażeniem są papierowe torebki, jakie spotyka się w samolotach. Dziurawa droga ogranicza prędkość wiekowego pojazdu do średnio 40 km na godzinę. Wóz zatrzymuje się od czasu do czasu pośrodku pól, by przyjąć na pokład kolejne postaci w niedbałych strojach. Wysiadają w miejscach do złudzenia przypominających te, w których wsiadły. Wokół ani śladu zabudowań, które mogłyby być celem ich podróży. Autobus zatrzymuje się też na przystankach, gdzie utrudzony pasażer może skorzystać z toalety i posilić się w prymitywnym barze.

Całodzienna podróż dobiega szczęśliwie końca.

Kolejny cel po drodze do Santiago: słynąca z produkcji win Mendoza. Z ulgą wracam do świata, którego zachęcającą wizję oferują już reklamy przewoźników autokarowych w biurach na dworcu. Na kolorowych zdjęciach typy siedzeń: cama (zwykły fotel), semi cama (fotel rozkładany) i coche cama, czyli siedzenie zmieniające się po rozłożeniu w łóżko, na którym można wygodnie drzemać. Obok łóżka szafka pełna delikatesowych towarów, wśród których wyróżnia się butelka szampana. Na siedemnastogodzinną podróż z Porte d’Iguacu do Mendozy funduję sobie za 200 pesos (220 zł) semi camę. Tym razem w wyposażeniu są też poduszka i koc, a honory pani domu pełni stewardesa o urodzie bohaterek południowoamerykańskich seriali. Pierwszych kilka godzin podróży umila pasażerom muzyka. Zawieszone pod sufitem ekrany wyświetlają playlistę: Falco, Alphaville, Boney M... Nie wszystkim odpowiada taki zestaw, na ekranach pojawia się więc film katastroficzny „Dzień, w którym Ziemia wstrzymała oddech”. Podczas gdy Keanu Reeves w roli przybysza z kosmosu walczy o przetrwanie planety, na ziemi argentyńskiej zapada noc. Stewardesa roznosi tacki z zapakowanymi hermetycznie posiłkami: zimnym (bułka, ryż, majonez, ser topiony, ciastko) i ciepłym (lasagne), oraz herbatę, kawę i zimne napoje. A wieczorem, podjeżdża wózkiem identycznym jak w samolotach, na którym pobrzękują butelki, kieliszki i szklanki.

– Some champagne? – pyta z uśmiechem i hojnie napełnia kieliszki. Na zewnątrz nad pampą zapada zmrok. Pasażerowie rozwijają koce, wyciągają poduszki. Rano obsługa z miłym „dzień dobry” podsunie nam pod nos kawę i rogaliki. A gdyby komuś w nocy zachciało się pić, do dyspozycji jest automat z kawą, wodą i sokami.

[srodtytul]Uśmiech z cukierkiem[/srodtytul]

Podróż kolejnym autobusem argentyńskim z Mendozy do stolicy Chile, Santiago, wypiera już zupełnie z pamięci brazylijskie doznania. Jedynym minusem jest brak posiłku na pokładzie (tym razem firmy Andesmar). Sytuację ratują sprzedawcy pierożków empanadas i kanapek obchodzący w błyskawicznym tempie autobus podczas postojów. Nocne autobusy w cenie biletu z reguły oferują full service. W dziennych, zależnie od firmy przewozowej, można liczyć na ciepły posiłek, rytualny uśmiech kelnerów i cukierki w firmowych papierkach.

Za oknem pozostałości tego, co nazywano Transandiną, zbudowaną na początku XX w. koleją łączącą Argentynę z Chile, mknącą tunelem pod przełęczą Los Libertadores – Cristo Redentor na wysokości 3200 metrów, którego budowa trwała 21 lat. Połączenie zamknięto w 1984 r.

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy