Najwięcej ZUS zyskał sprawdzając, czy osoby w czasie chorobowego lub macierzyńskiego pozostają nadal ubezpieczone. Chodzi np. o opisywane przez media przypadki przechodzenia na zwolnienie lekarskie po dostaniu wymówienia z pracy. ZUS ma wtedy prawo obniżyć podstawę zasiłku do 100 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia.
- Korzystamy z tego przepisu np. gdy komuś wygaśnie umowa w czasie zwolnienia lekarskiego - mówi Przemysław Przybylski, rzecznik ZUS. - Dla przykładu gdy ktoś zarabiał 8 tys. i od tego miał wyliczany i wypłacany zasiłek chorobowy, to gdy przestanie być ubezpieczonym, świadczenie będzie naliczane od około 3 tys. zł - dodaje.
ZUS kontrolował też, czy lekarz właściwie orzekł o niezdolności do pracy. Z 287,5 tys. kontroli tzw. czasowej niezdolności do pracy wypłatę zasiłku wstrzymano 35,1 tys. osób, czyli 12,2 proc. skontrolowanych uznano za zdolnych do pracy. Przy okazji kolejne 22,2 tys. osób lekarze orzecznicy ZUS skierowali na rehabilitację. Łączna kwota wstrzymanych świadczeń w związku ze zdolnością do pracy wyniosła 7,2 mln zł.
95,7 tys. osób skontrolowano pod kątem wykorzystania zwolnień. Ponad 3,4 tys. z nich wstrzymano wypłatę zasiłku, a oszczędności sięgnęły 5,7 mln zł. W oddziałach ZUS ujawniano nawet przypadki brania zwolnień z pracy, by w tym samym czasie zarabiać "na czarno" w innej firmie. Ten rodzaj kontroli mogą prowadzić nawet sami pracodawcy.
ZUS obniżał jednak świadczenia także osobom, które nie próbowały oszukiwać, ale zbyt późno dostarczyły dokumenty pracodawcy. - Jest bardzo ważne, by zwolnienie dostarczyć w ciągu siedmiu dni. Można to zrobić pocztą, wtedy liczy się data stempla - podkreśla rzecznik ZUS. Jeśli w ciągu tygodnia zwolnienie lekarskie nie zostanie złożone, ZUS ma ustawowy obowiązek obniżyć świadczenie o jedną czwartą. W ubiegłym roku ograniczył wypłatę zasiłków z tego tytułu na łącznie 8,6 mln zł.