Wtorkowa sesja w USA zakończyła się wprawdzie wzrostem notowań, ale jego skala była dużo niższa niż w trakcie notowań, kiedy to indeksy rosły o niemal 2 proc. To z kolei spowodowało, że od rana w Europie, a wcześniej także w Azji, inwestorzy pozbywali się akcji.
Kalendarz publikacji makroekonomicznych był wczoraj ubogi, a dane, które podano, nie sprzyjały zakupom. Podano informacje o zamówieniach w niemieckim przemyśle. W maju spadły one o 0,5 proc., podczas gdy spodziewano się, że poziom zamówień wzrośnie o 0,5 proc. W kwietniu zamówienia wzrosły o 3,2 proc.
Po południu giełdy odrobiły straty za sprawą dodatniego otwarcia w Ameryce, gdzie na zamknięciu główne indeksy odnotowały najlepszy dzień od ok. miesiąca. Dow Jones zyskał 2,82 proc., a S&P500 i Nasdaq – po 3,13 proc. Ten optymizm trochę trudno uzasadnić, zwłaszcza że bank UBS obniżył wczoraj prognozy zysku na akcję dla amerykańskich spółek z S&P500.
Wygląda na to, że inwestorzy chcą dotrwać na obecnych poziomach do przyszłego tygodnia, kiedy zacznie się sezon publikacji wyników za drugi kwartał. Może one rzucą trochę światła na rynki, ponieważ ostatnio giełdy trochę błądzą w ciemnościach.
Na GPW również od rana mieliśmy spadki, które po południu częściowo zostały zredukowane. Nie udało się wyprowadzić giełdy nad kreskę i wskaźnik WIG20 ostatecznie spadł o 0,2 proc. W pierwszej części sesji najmocniej traciły walory PKO BP. Rano bank podał informację o emisji obligacji za 5 mld zł. Środki te mogą zostać wykorzystane na zakup BZ WBK. Emisja na rynku długu nie rozwadnia kapitału, jak w przypadku emisji akcji, czego obawiali się inwestorzy i analitycy. Pokazuje jednak, że PKO BP jest bardzo zdeterminowany, by kupić BZ WBK, który w dość zgodnej opinii jest drogi.