Wernik: Trzeba ostro ściąć deficyt. {eko +}

- Reguła wydatkowa nie wystarczy do poprawy kondycji finansów publicznych w Polsce - pisze Andrzej Wernik, profesor Akademii Finansów

Publikacja: 06.08.2010 02:20

Wernik: Trzeba ostro ściąć deficyt. {eko +}

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Red

W coraz większym stopniu w opinii publicznej ugruntowuje się świadomość niebezpieczeństw związanych z szybko rosnącym długiem publicznym. Nie zawsze jednak idzie z tym w parze zrozumienie mechanizmu wzrostu długu i związku między wzrostem długu a deficytem finansów publicznych. 

Dług publiczny to skumulowany deficyt z przeszłości, a każdy nowy deficyt to kolejny przyrost długu. Chcąc zahamować wzrost długu, trzeba radykalnie ograniczyć deficyt. Środki uzyskane z prywatyzacji mogą sfinansować tylko niewielką część długu. 

Nie można poważnie traktować propozycji rozwiązania problemu długu w drodze zmiany jego definicji i wyłączenia z niego zobowiązań wynikających z refundowania ubytku składek dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w związku z odprowadzeniem ich części do otwartych funduszy emerytalnych. Od zobowiązań tych trzeba płacić odsetki i trzeba spłacać je, gdy zapadają terminy spłaty. Dlatego stanowią integralną część długu publicznego.

Deficyt finansów publicznych osiągnął w 2009 r. poziom 95 mld zł (7,1 proc. PKB), przeszło czterokrotnie wyższy niż w 2007 r. W tym roku, dzięki wysiłkom rządu, utrzyma się na poziomie zbliżonym do zeszłorocznego, ale aby powstrzymać wzrost długu, należałoby go w 2011 r. zmniejszyć co najmniej o 55 mld zł. Chodzi tu o deficyt całych finansów publicznych, a nie tylko budżetu państwa. Trzeba też uwzględnić deficyt budżetów samorządowych i funduszy celowych. 

[srodtytul]*[/srodtytul]

Gwałtowny wzrost deficytu tłumaczy się dość często kryzysem. Abstrahując od tego, że w Polsce kryzysu nie było, to główną przyczyną były obniżki podatków i składek ubezpieczeniowych. Gdyby dochody podatkowe i składkowe w 2009 r. utrzymały się w relacji do PKB na poziomie z 2007 r., deficyt wynosiłby 58 mld zł (4,3 proc. PKB). 

Drugim czynnikiem zwiększenia deficytu był gwałtowny wzrost wydatków inwestycyjnych; w 2009 r. były wyższe o 43 proc. wobec 2007 r. Choć ich wzrost związany był z napływem transferów z Unii i obowiązkowymi dopłatami w ramach tzw. współfinansowania ze środków krajowych, a także realizacją inwestycji związanych z Euro 2012, to nie zmienia to faktu, iż w konsekwencji rósł deficyt. 

Gdyby wydatki inwestycyjne utrzymano na poziomie z 2007 r., to deficyt zmniejszyłby się o dalsze 21 mld zł i stanowił już tylko 37 mld zł, to znaczy 2,8 proc. PKB, a więc nie przekraczałby dopuszczalnego w UE poziomu 3 proc. PKB. Tak byłoby mimo spowolnienia dynamiki PKB i nieuniknionego w tych warunkach wzrostu niektórych wydatków socjalnych, np. zasiłków dla bezrobotnych. Na razie jednak Rada UE wdrożyła wobec Polski tzw. procedurę nadmiernego  deficytu wyznaczając termin obniżenia deficytu, na 2012 r.

Kluczowym zagadnieniem jest, jak w 2011 r. radykalnie obniżyć deficyt całych finansów publicznych, a nie tylko budżetu państwa. Dotychczasowe propozycje rządu tego nie zapewnią, choć są celowe i dobrze pomyślane – zwłaszcza koncepcja reguły wydatkowej – ale niewystarczające. Propozycja podwyżki podstawowej stawki VAT o 1 pkt proc. także jest celowa i odpowiada tendencji występującej w innych krajach europejskich, ale wrzawa, jaką wywołała, jest niewspółmierna do efektu finansowego, jaki ma przynieść (ok. 5 mld zł).

Użalanie się, jak bardzo uderzy to w budżety gospodarstw domowych, zwłaszcza o niższych dochodach, jest wręcz groteskowe zważywszy iż oznaczałaby wzrost cen towarów tą stawką obciążonych o 0,8 proc., a równocześnie następuje wyraźna tendencja słabnięcia inflacji. W Polsce zwłaszcza w mediach i wśród polityków, panuje psychoza antypodatkowa i wszelkie podwyżki podatków i innych danin są wyolbrzymiane, a posunięcia obniżające obciążenia (np. podwyższenie w tym roku kwoty minimum wolnego w VAT) niedostrzegane. Śmiało można założyć, iż gdyby rząd wystąpił ze znacznie dalej idącymi propozycjami (np. powrotu do składki 13 proc. w ubezpieczeniu rentowym, co dałoby ponad 25 mld zł), to wrzawa w mediach byłaby niewiele większa.

Reformy strukturalne są jak najbardziej pożądane, ale efekty przyniosą dopiero po latach. Dotyczy to szczególnie zmian w systemach emerytalnych, w których muszą być uszanowane – jako że Polska jest państwem prawa – prawa nabyte.

Ponadto trzeba uwzględniać różne pułapki, w jakie wpaść można w toku reformowania. Np. przeniesienie świadczeń emerytalno-rentowych służb mundurowych do systemu ogólnego, czyli FUS, zwolniłoby budżet od wypłacania tych świadczeń, ale obciążyło koniecznością opłacania składek. Także reforma KRUS, która spowodowałaby odejście od zasady „niskie składki = niskie świadczenia”, mogłaby przynieść efekty finansowe odmienne od oczekiwanych, ale pożądane byłoby konsekwentne uszczelnienie KRUS i wyeliminowanie z niego osób, dla których rolnictwo nie jest podstawowym źródłem dochodów.

[srodtytul]*[/srodtytul]

Wydaje się, że trzeba pogodzić się z tym, że deficyt finansów publicznych będzie w 2011 r. niewiele mniejszy niż w tym roku – raczej powyżej 6 proc. PKB – a wzrost długu trzeba hamować, intensyfikując prywatyzację. Ale nie da się uniknąć tego, iż na koniec 2011 r. poziom długu niebezpiecznie zbliży się do pułapu 60 proc. PKB, określanego w konstytucji jako nieprzekraczalny.

Zasadniczą operację obniżenia deficytu trzeba odłożyć na rok 2012 i to jest już termin ostateczny. Nieuniknione będzie podwyższenie obciążeń daninowych, w szczególności przywrócenie składki rentowej 13 proc. i dalsze podwyżki stawek VAT, choć raczej należałoby unikać podwyższenia obciążeń w podatkach dochodowych, bo są one najbardziej wrażliwe z punktu widzenia wpływu na wzrost gospodarczy.

Czy uda się w 2012 r. zejść z deficytem poniżej 3 proc. PKB pewności nie ma, bo nadal trzeba będzie na wysokim poziomie utrzymać wydatki inwestycyjne. Obniżenie ich ze względów naturalnych (zmniejszenie  dopływu transferów z Unii, zakończenie inwestycji związanych z Euro 2012) następować będzie jednak od 2013 r. i wówczas deficyt z całą pewnością uda się obniżyć poniżej 3 proc. PKB i tym samym zahamować wzrost długu publicznego.

W coraz większym stopniu w opinii publicznej ugruntowuje się świadomość niebezpieczeństw związanych z szybko rosnącym długiem publicznym. Nie zawsze jednak idzie z tym w parze zrozumienie mechanizmu wzrostu długu i związku między wzrostem długu a deficytem finansów publicznych. 

Dług publiczny to skumulowany deficyt z przeszłości, a każdy nowy deficyt to kolejny przyrost długu. Chcąc zahamować wzrost długu, trzeba radykalnie ograniczyć deficyt. Środki uzyskane z prywatyzacji mogą sfinansować tylko niewielką część długu. 

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy