Mieszane dane z Polski

Jest wreszcie łyżka miodu na nasze serca! Jeśli chodzi o tempo wzrostu PKB, bez wątpienia wciąż jesteśmy championem Europy

Publikacja: 04.03.2011 03:00

Witold M.Orłowski

Witold M.Orłowski

Foto: Fotorzepa

GUS ogłosił wstępne wyniki za IV kw. 2010 r. i zgodnie z oczekiwaniami są one bardzo dobre. Wzrost PKB o 4,4 proc. (a w całym roku o 3,8 proc.) w sytuacji, gdy gospodarki niemal całej Unii Europejskiej dopiero z trudem przyspieszają i mają jeszcze bardzo daleko nawet do odzyskania poziomu produkcji sprzed kryzysu, to niewątpliwie sukces.  Wygląda na to, że pod tym względem wyprzedziły nas w roku 2010 tylko dwa, trzy kraje (tyle że u nich wzrost ten przyszedł po ciężkim załamaniu).

Równie optymistycznie wyglądają najświeższe prognozy Komisji Europejskiej, oczekującej, że w roku 2011 pozostaniemy na czele stawki siedmiu największych gospodarek Unii, a nasze tempo wzrostu PKB utrzyma się powyżej 4 proc. Nadal nie byłoby to przedkryzysowe 7 proc., ale tak czy owak ponaddwukrotnie więcej niż w całej UE.

Patrząc na te liczby, warto jednak zachować ostrożność i umiar w optymizmie. Mamy bowiem jednocześnie wiele zjawisk, które powodują, że nasz rozwój wcale nie jest zagwarantowany, obserwowana dziś dynamika nie musi się utrzymać, a szans na trwały powrót do czasów sprzed kryzysu jeszcze nie widać.

Po pierwsze, dość wysokiemu tempu wzrostu PKB towarzyszą – mówiąc oględnie – umiarkowanie optymistyczne nastroje. Widać to zarówno w firmach, jak i w gospodarstwach domowych. A tymczasem prawdziwie dobra koniunktura w gospodarce rynkowej jest możliwa tylko wówczas, gdy nastroje ulegają trwałej poprawie. Innymi słowy sięgamy do portfeli, znajdujemy w nich całkiem sporo pieniędzy i je wydajemy – ale cały czas jakby z niedowierzaniem, bez pewności, czy za kilka kwartałów będzie równie dobrze jak dziś.

Po drugie, dane GUS wskazują na wyraźne spowolnienie wzrostu eksportu. Samo w sobie nie jest to tragedią, ale stanowi ważne przypomnienie. Przypomnienie, że względnie optymistyczne prognozy bazują na założeniu, iż wzrost gospodarczy przyspieszy w całej Unii, a zwłaszcza u największego odbiorcy naszych produktów – w Niemczech. Biorąc pod uwagę, w jak niepewnym żyjemy świecie i jak niepewna jest ciągle globalna sytuacja ekonomiczna, założenie to nie musi się niestety zrealizować (paradoksalnie, dalsze kłopoty finansowe w strefie euro mogą akurat zmniejszyć ryzyko wyhamowania wzrostu w Niemczech – kłopoty oznaczają słabsze euro, a zatem lepsze warunki dla niemieckiego eksportu).

Po trzecie, potencjalnym zagrożeniem może być sytuacja finansowa naszego kraju. Powszechnie wiadomo, że mamy zbyt wysoki dług i deficyt. Gdyby doszło do jakichś poważnych zawirowań na światowych rynkach, możemy mieć kłopoty.

No i po czwarte, dla trwałości wzrostu potrzeba inwestycji. Inwestycje w II półroczu 2010 r. nieznacznie wzrosły – ale tylko dlatego, że silnie wzrosły inwestycje publiczne, co zrekompensowało spadek inwestycji dokonywanych przez firmy. Dopóki firmy nie zaczną inwestować, ożywienie gospodarcze nie zyska trwałych podstaw.

Słowem, do uzupełnienia łyżki miodu mamy beczkę dziegciu.

Autor jest profesorem, głównym ekonomistą PricewaterhouseCoopers

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy