Ekonomiści przestrzegają – jeśli ten trend się utrzyma i za euro będziemy płacić 4,35 – 4,4 zł, nasze zadłużenie przekroczy drugi próg ostrożnościowy, czyli 55 proc. w relacji do PKB — wtedy budżet na 2013 r. będzie musiał zostać uchwalony bez deficytów.
– Jeśli nadal będziemy obserwować spadek wartości naszej waluty, to nawet biorąc pod uwagę oszczędności płynące ze zmian w OFE i poprawy zarządzania płynnością w sektorze finansów publicznych, próg 55 proc. długu w relacji do PKB zostanie zagrożony – wyjaśnia Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego.
Nasza waluta zaczęła słabnąć w stosunku do euro już w czwartek. Zdaniem analityków jest to m.in. efekt sytuacji w Japonii. – Trzęsienie ziemi i tsunami sparaliżowały życie w Japonii, już wiadomo, że zamknięte pozostaną wszystkie fabryki samochodów, z którymi współpracują liczne zakłady w Polsce – wyjaśnia Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku. – To musi mieć wpływ na naszą walutę.
Dodatkowo kondycji złotego nie poprawiają niepokojące informacje dochodzące m.in. z Grecji i Hiszpanii oraz spadki na giełdach. Agencja ratingowa Moody's Investors Service obniżyła w czwartek rating kredytowy Hiszpanii do Aa2 z Aa1, perspektywa ratingu jest negatywna. Z kolei w poniedziałek Moody's obniżył rating obligacji rządowych Grecji aż o trzy stopnie, do B1 z Ba1, perspektywa ratingu również jest negatywna.
– Na razie kluczowe są informacje płynące z zewnątrz, z rynków zagranicznych, ale także sytuacja na naszym podwórku może być powodem nerwowych reakcji inwestorów – wyjaśnia Kalisz. Już od połowy tygodnia dilerzy obserwowali wyprzedaż pozycji, jakie utrzymywali w naszej walucie zachodni inwestorzy. To mógł być również efekt nieciekawej sytuacji polskich finansów oraz braku jasnego scenariusza obniżania deficytu finansów publicznych. – Na decyzje inwestorów wpływ mogą mieć także zbliżające się wybory parlamentarne i niepewność polityczna z nimi związana – wyjaśnia ekonomista Citi Handlowego.