Wystawa kolekcji fotografii Witkacy i inni w Wilanowie

Rozmowa ze Stefanem Okołowiczem, kolekcjonerem fotografii

Publikacja: 22.06.2011 01:14

Wystawa kolekcji fotografii Witkacy i inni w Wilanowie

Foto: archiwum kolekcjonera

W muzeum w Wilanowie prezentowano wystawę kolekcji fotografii „Witkacy i inni" stworzonej przez pana i Ewę Franczak. Wystawa powstała we współpracy z Fundacją Profile w ramach programu „Uśpiony kapitał". Jak zdobywaliście zdjęcia?

Stefan Okołowicz:

Nie planowaliśmy kolekcji. Fotografie Witkiewicza chcieliśmy opracować naukowo. Mieliśmy świadomość, że większość dorobku fotograficznego artysty spłonęła w Warszawie we wrześniu 1939 roku, więc interesowały nas wszystkie „odkrywane" zdjęcia.

Zaczęliśmy zbierać w 1976 roku. Właściciele byli zdziwieni, że interesujemy się tymi fotografiami. Nie doceniali ich znaczenia w historii sztuki. Część zdjęć znajdowaliśmy w przypadkowych miejscach, niekiedy dosłownie wymiataliśmy je spod szaf. W tamtych latach fotografia nie była traktowana jako dzieło sztuki czy towar antykwaryczny, miała wartość tylko sentymentalną, gdy przedstawiała kogoś z rodziny. Wtedy fotografie pejzażowe Witkacego wyrzucano, ponieważ nie przedstawiały żadnych osób. Po czterech latach zbierania mogliśmy zrobić pierwszą dużą wystawę.

Krajowy rynek fotografii jest młody i chaotyczny, dlatego trudno cokolwiek prognozować

Kolekcja wystawiana była około 40 razy w Polsce i na świecie.

Pierwsza wystawa odbyła się w 1980 roku w Galerii Pokaz w Warszawie. Duże znaczenie miała wystawa w Third Eye Centre w Glasgow w 1989, następnie w Fotomuseum w Monachium w 1997 roku i w Robert Miller Gallery w Nowym Jorku w 1998 roku. Największa wystawa zagraniczna miała miejsce w Musee des Beaux Arts w Nantes w 2004 roku, gdzie pokazano ponad 600 eksponatów, nie tylko fotografie, ale także rysunki, publikacje, wycinki z prasy z artykułami Witkacego, pamiątki po nim.

W PRL nie istniał wolny rynek sztuki. Nawet obrazy Witkacego miały rażąco niskie ceny. Pamiętam, że w niektórych salonach Desy nawet nie chciano ich przyjmować.

Zdawaliśmy sobie sprawę z wielkiej wartości artystycznej tych fotografii. Natomiast nie miały one wtedy żadnej wartości rynkowej. Dziś nadal trudno byłoby określić ich cenę, ponieważ Witkacy nie jest fotografem aukcyjnym. Raz w Rempeksie wystawiony był fotograficzny autoportret Witkacego, sprzedany został za 20 tys. zł.

Stale wzbogaca pan zbiory.

Wstęp do katalogu zatytułowałem „Kolekcja losów". Parę lat temu kupiłem uratowane z makulatury dwa przepiękne albumy z fotografiami trzech chłopców, którzy urodzili się w 1905, 1907 i 1915 roku. Zdjęcia wykonywała i opisywała w albumach ich matka. Uwieczniała szczęśliwe dzieciństwo swoich dzieci. To są albumy rodziny Jaroszyńskich. Była to przed rewolucją październikową jedna z największych polskich fortun na Ukrainie. Matka wykonała synom zdjęcia w rodzinnym majątku oraz podczas wyjazdów do Nicei, Maroka, Włoch. Oni zostali internowani w Starobielsku i zginęli zamordowani w Charkowie, ponieważ jako żołnierze brali udział w kampanii wrześniowej.

Kupuje pan na aukcjach?

Czasami. Na jednej z aukcji książek w 2001 roku wystawiono fotografie arystokratów polskich. Wśród nich było przepiękne zdjęcie Aleksandra Branickiego, pioniera fotografii polskiej, który pracował w połowie XIX wieku. To wyjątkowo cenna fotografia, pokazuje Branickiego na tle jego pracowni fotograficznej. Sprzedana została za 2,8 tys. zł (wyw. 1,5 tys. zł). Komentowano, że to cena szokująco wysoka, gdyż w tamtych czasach fotografia była nowością na krajowym rynku antykwarycznym. Moim zdaniem była to cena śmiesznie niska! Uwzględniając rzadkość, treść i kompozycję zdjęcia, powinno ono kosztować kilkadziesiąt tysięcy! Wylicytowałem tę fotografię do 2,8 tys. zł. Ku mojemu zaskoczeniu Muzeum Narodowe kupiło to na podstawie ustawy o muzeach, na podstawie prawa do pierwokupu po cenie wylicytowanej. Cieszę się, że zdjęcie trafiło do muzeum, ale przez to nigdy nie wróci na rynek.

Załóżmy, że to samo zdjęcie dziś wróciło na rynek, ile ono powinno kosztować? Od 2001 roku wzrosła świadomość kolekcjonerów, rynek fotografii nieco się rozwinął.

Nie lubię tego rodzaju domysłów, spekulacji cenowych. Równie dobrze mogłaby kosztować tyle, co odbitki Karola Hillera, które wystawiano po 50 – 70 tys. zł. Nie zdziwiłbym się tak wysoką ceną, byłaby ona adekwatna.

Sądzi pan, że są u nas kolekcjonerzy, którzy przy cenie 50 – 70 tys. zł doceniliby unikatowość tego zabytku?

Odpowiem tak: krajowy rynek fotografii jest młody i chaotyczny, dlatego trudno cokolwiek prognozować. Gdyby prasa wokół zdjęcia Branickiego wytworzyła aurę sensacji, to może wtedy?

W ogóle nasz rynek sztuki jest nieprzewidywalny. Bodaj w 2000 roku wyjeżdżałem za granicę i żałowałem, że przez to nie będę mógł licytować dwóch pastelowych kompozycji astronomicznych Witkacego, które uwielbiałem od dzieciństwa. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy wróciłem miesiąc po aukcji, okazało się, że one spadły z licytacji, choć były to najlepsze prace w tamtej aukcyjnej ofercie.

Wyobraźmy sobie, że jakieś najlepsze zdjęcie Witkacego trafiło na rynek, ile powinno kosztować?

Są to rozważania czysto teoretyczne, ponieważ nie zamierzam nic sprzedawać. Średnia cena pastelowego portretu to ok. 30 – 50 tys. zł. Pojawia się pytanie, czy fotografia w sensie artystycznym jest cenniejsza od typowego portretu. Na pewno fotografii zachowało się mniej niż w sumie prac pastelowych. Jednak każdy pastel ma niepowtarzalny charakter. Wydawałoby się, że fotografia powinna być tańsza, ale zachowały się najczęściej tylko pojedyncze odbitki. Generalnie prace Witkacego, jednego z największych polskich artystów, są zbyt tanie.

Niedawno na aukcji niewielkiego domu aukcyjnego w Berlinie był pastelowy autoportret Witkacego datowany pod koniec sierpnia 1939 roku. Cena wywoławcza wynosiła, o ile się nie mylę, 15 tys. euro. Jedno z muzeów dało limit cenowy w tej wysokości. Na aukcję przyszła jedna osoba, a druga licytowała przez telefon. Cena doszła do dwudziestu kilku tysięcy plus koszty, w sumie było to ok. 33 tys. euro. Uważam, że to niewiele jak za autoportret wielkiego artysty, który niedługo po namalowaniu tego obrazu odebrał sobie życie ze znanych powszechnie historycznych powodów. To niewielka cena jak za genialny obraz! Obraz kupił niemiecki kolekcjoner i zdziwił się, że zapłacił tak tanio, że nie było chętnych. Gotów był dać dużo więcej! Natomiast polscy muzealnicy zdziwieni byli, że ktoś aż tak podbił cenę. Oczywiście, ceny na polskich artystów dyktują krajowi nabywcy.

W Wilanowie budzą zachwyt nie tylko zdjęcia Witkacego.

Pokazaliśmy dorobek Witkacego oraz kilkudziesięciu fotografów, którzy mieli z nim kontakt lub działali w tamtej epoce i tworzą fundament polskiej fotografii. Są tam zdjęcia Tadeusza Langiera, którego twórczość Witkacy wysoko cenił. Przyjaźnił się z nim jeszcze przed pierwszą wojną światową, razem fotografowali. Langier wykonał kilka najbardziej znanych portretów Witkiewicza. Był też fotografem legionowym. Jego prace nie są notowane na rynku, ponieważ są kompletnie nieznane.

Jakie nazwiska oprócz Witkacego i Langiera reprezentowane są na wystawie?

Jest ciekawa fotografia Karola Beyera, którą zrobił na zesłaniu na Syberii, o czym świadczy pieczęć: „Karol Beyer w Nowochapiorsku". Kiedy kupowałem tę fotografię, sprzedawca w ogóle nie zwracał uwagi na tę pieczęć. Są pejzaże Stanisława Bizańskiego, Awita Schuberta, Stanisława Krygowskiego, Walerego Eliasza. Jest lokomotywa sfotografowana przez Witkacego i inna lokomotywa, sfotografowana dużo wcześniej przez Maksymiliana Fajansa. Są fotograficzne portrety ojca Witkacego wykonane przez Stanisława Jarnuszkiewicza. Są fotografie z końca XIX wieku autorstwa kilkunastu kobiet. Wtedy niewiele kobiet fotografowało.

Nadal można za bezcen zdobyć fotografię o wielkiej wartości artystycznej czy historycznej?

Tak! Na wystawie jest zdjęcie hr. Benedykta Tyszkiewicza. Całe jego archiwum spłonęło. Ocalało niewiele zdjęć. Na jarmarku na Kole niedawno kupiłem trzy jego zdjęcia sygnowane pieczęcią, przedstawiające manewry rosyjskiej kawalerii. Kupiłem je po 5 złotych.

CV

Stefan Okołowicz, absolwent warszawskiej ASP w 1975 r. Fotografik i historyk fotografii. Autor albumów i prac naukowych o Witkacym.

W muzeum w Wilanowie prezentowano wystawę kolekcji fotografii „Witkacy i inni" stworzonej przez pana i Ewę Franczak. Wystawa powstała we współpracy z Fundacją Profile w ramach programu „Uśpiony kapitał". Jak zdobywaliście zdjęcia?

Stefan Okołowicz:

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy