Sportowe zacięcie Polaków znów ma szansę się zrealizować. Choć w piłkę nożną gramy jak ostatnie patałachy, a na razie przesadnych powodów do zadowolenia nie dostarczają też lekkoatleci, w jednej przynajmniej dziedzinie od lat jesteśmy mistrzami Europy. GUS opublikował właśnie najnowsze wyniki wzrostu PKB dotyczące II kwartału 2011 r. Są powody do dumy, chciałoby się powiedzieć, patrząc na odnotowane 4,3 proc. wzrostu. Nieco szybszy jest wzrost w krajach bałtyckich, jednak następuje on po dramatycznym załamaniu produkcji w latach 2008 – 2010 (PKB spadł tam o 20 proc., więc nawet przy obecnej dynamice potrzeba jeszcze kilku lat po to, by tylko odbudować poziom dochodów sprzed kryzysu). Ustępujemy też nieco Szwecji, ale nikomu więcej w Unii.
Nie chodzi jednak wyłącznie o to, co dla sportowców najważniejsze – czyli miejsce na pudle. Dane GUS pokazują bowiem również, że forma polskiej gospodarki była znakomita. Przede wszystkim od pół roku systematycznie wzrasta dynamika inwestycji. Obecnie już nie zawdzięczamy tego tylko współfinansowanym przez Unię inwestycjom publicznym, najwyraźniej zwiększa się również aktywność przedsiębiorstw. A to znak, że firmy oczekują dalszego wzrostu produkcji i sprzedaży – a więc symptom najlepszej rzeczy, jaka może w gospodarce istnieć, zaufania co do perspektyw dalszego rozwoju. Może w ograniczonej skali, ale jednak zaufania, którego może nam zazdrościć niemal cała Europa. Poza tym dobrze trzyma się konsumpcja gospodarstw domowych, co jest ważne o tyle, że w II kwartale mieliśmy do czynienia z przyspieszeniem inflacji, co może być problemem dla realnych dochodów. Ponadto – paradoksalnie – dobrą wiadomością jest i to, że spadło spożycie rządowe. Widomy znak, że bez wielkich fanfar rząd zabrał się jednak do dawno oczekiwanych oszczędności (po części może to również tłumaczyć tegoroczne niezłe wyniki budżetu). No i wreszcie po pewnym spowolnieniu nasz eksport na nowo przyspieszył, wyprzedzając pod względem dynamiki import. Ekonomiści (udając komentatorów sportowych) mogą tylko powiedzieć: wyniki bez zarzutu, forma znakomita!
Z danymi GUS jest tylko jeden problem. Dotyczą one przeszłości, a nie przyszłości. O tym, że w pierwszej połowie roku gospodarka dobrze się rozwijała, wiedzieliśmy już uprzednio, zanim ukazały się dane o polskim PKB. Ale też sytuacja na świecie była wówczas nie najgorsza. USA i Europa Zachodnia odnotowywały znośne tempo wzrostu, nerwowość na rynku finansowym nie przekładała się jeszcze na generalne oceny perspektyw gospodarczych.
W ciągu lata, niestety, wszystko to uległo zmianie. Nie nastąpiła wprawdzie żadna spektakularna tragedia, ale komentatorzy i gracze rynkowi nagle zrozumieli, że perspektywy największych gospodarek świata nie wyglądają różowo. Japonia już tkwi w recesji, wzrost PKB w USA gwałtownie hamuje, silnie pogarszają się nastroje w Niemczech i innych krajach zachodniej Europy. Coraz częściej pada pytanie, czy świat nie zmierza w stronę nowej globalnej recesji w roku 2012.
Dobra forma polskiej gospodarki oczywiście powinna cieszyć. Wydaje się, że jesteśmy nieźle przygotowani na to, by stawić czoła ewentualnym problemom. Ale jesteśmy tylko częścią gospodarki światowej i nie ma sposobu, byśmy nie odczuli jej poważnych kłopotów. Innymi słowy, trzeba być bardzo uważnym i przygotowanym na spowolnienie rozwoju. Dziś jesteśmy w dobrej formie, lecz prawdziwy, trudny mecz prawdopodobnie dopiero przed nami.