Co prawda rano nasz pieniądz jeszcze rósł wobec innych walut (za sprawą dobrych wieści z Włoch o udanej aukcji obligacji), ale zapał kupujących szybko się wyczerpał i w południe złoty był sporo droższy niż dzień wcześniej. Za euro płacono wówczas 4,19 zł. Frank szwajcarski kosztował blisko 3,49 zł, a dolar amerykański ponad 3,17 zł. Osłabienie złotego wynikało z kwestii technicznych i było konsekwencją lekkiej przeceny euro do dolara.
Późnym popołudniem złoty wrócił do poziomów obserwowanych poprzedniego dnia. Przed zamknięciem za wspólny pieniądz płacono w Warszawie poniżej 4,18 zł. Frank kosztował mniej niż 3,48 zł, a dolar niespełna 3,16 zł (w tym przypadku złoty zyskiwał 0,3 proc.).
Ciekawsze rzeczy działy się wczoraj na rynku długu. Inwestorzy agresywnie kupowali polskie obligacje, windując ich ceny. Rentowność dziesięciolatek spadła do 5,4 proc., najniższego poziomu od połowy marca. Oprocentowanie pięciolatek zmalało trzeci dzień z rzędu do 4,89 proc., a dwulatek do ledwie 4,58 proc. (czwarty spadek z kolei).