Aprecjacji naszego pieniądza sprzyjało dalsze umacnianie euro wobec dolara, mimo że Europejski Bank Centralny, wbrew oczekiwaniom, nie zapowiedział w środę podjęcia dodatkowych działań zmierzających do ustabilizowania sytuacji w strefie euro.
Już rano za euro w Warszawie płacono 4,37 zł, a za franka 3,64 zł, czyli po ok. 1 gr mniej niż we wtorek. Dolar tracił 2 gr i był wyceniany na 3,5 zł. W kolejnych godzinach złoty, z niewielką przerwą (była reakcją na rozczarowujący komunikat EBC), dalej zyskiwał na wartości. W konsekwencji późnym popołudniem za wspólny pieniądz płacono już tylko niespełna 4,32 zł. Szwajcarski frank był wyceniany wówczas na mniej niż 3,6 zł. W obu przypadkach oznaczało to przecenę o 1,4 proc. Jeszcze więcej, bo prawie 1,9 proc., taniał dolar. Jego kurs poruszał się w przedziale 3,45 – 3,46 zł. Był najniższy w tym miesiącu.
Pozytywne nastroje panowały też na rynku długu. Inwestorzy kupowali polskie obligacje, przyczyniając się do spadku ich rentowności. W przypadku dziesięciolatek oprocentowanie zmalało do 5,34 proc., pięciolatek do 4,91 proc., a dwulatek do 4,78 proc.