Prawie rok temu Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) ugiął się pod presją wyprzedaży euro, która umacniała jego walutę, szkodząc eksportowi i grożąc deflacją, i wyznaczył dolny limit kursu na 1,20 franka za euro.
Bank centralny obronił tzw. podłogę, na potęgę kupując euro. Teraz jednak stoi przed coraz trudniejszym zadaniem wymiany euro na inne waluty, nie tak płynne jak dolar czy jen.
Rezerwy walutowe Szwajcarii wzrosły o 71 proc. w ciągu zaledwie trzech miesięcy i na koniec lipca osiągnęły rekordowe 406,5 mld franków (419 mld dol.). Analitycy twierdzą, że do końca roku mogą one przekroczyć 600 mld franków.
Te rezerwy stanowią dziś odpowiednik 68 proc. rocznej produkcji gospodarczej Szwajcarii wobec 9 proc. przed krachem kredytowym, spowodowanym upadkiem banku Lehman Brothers we wrześniu 2008 r.
Ujmując rzecz inaczej, te rezerwy sięgają poziomów utrzymywanych przez kraje z rynków wschodzących, które potrzebują większego zabezpieczenia przed szybkimi zmianami w przepływach inwestycyjnych. Nawet w Chinach i Japonii, które mają największe rezerwy walutowe na świecie, stanowią one odpowiednio 40 i 20 proc. PKB. Tylko Hongkong i Singapur mają wyższe rezerwy – odpowiednio 110 i 90 proc., mówi Urisna Kubli, analityczka walutowa w Bank Sarasin & Cie w Zurychu.