Regularnie organizowane aukcje młodej sztuki według większości galerzystów negatywnie wpływają na współpracę z debiutantami ze względu na niskie ceny sprzedaży (cena wywoławcza 500 zł). Jednak dla wielu młodych artystów są jedyną szansą na zaprezentowanie swoich dokonań. Galerie skupiają się najczęściej na kilkunastu wybranych adeptach szkół i wydziałów plastycznych. A tych jest coraz więcej.
– Kształci się zbyt wielu „artystów" i potem mamy pełno młodych frustratów – mówi Janina Górka-Czarnecka, właścicielka krakowskiej Galerii Artemis. – Istnieje nadprodukcja sztuki przy bardzo mizernym zapotrzebowaniu ze strony społeczeństwa i braku przygotowania do odbioru sztuki współczesnej. Stała promocja moich młodych owocuje sprzedażą, ale nie w ilości pozwalającej im na utrzymanie się. Kiedyś artyści, by przeżyć, malowali portrety na zlecenie. Teraz zajmują się projektowaniem komputerowym.
Wsparcie od rodzin
Opinię tę potwierdza dr Katarzyna Stanny, która prowadzi Pracownię Projektowania Intermedialnego na Wydziale Sztuki Mediów warszawskiej ASP. Jej zdaniem pojawienie się w ostatnich latach wielu nowych wyższych szkół artystycznych sprawi, że wielu absolwentów będzie miało problemy. Rynek nie jest tak chłonny, by przyjąć wszystkich.
– Liczy się jakość, a nie ilość. Ważne jest nie tylko wykształcenie artystyczne i talent, ale także pasja twórcza, przedsiębiorczość oraz pracowitość – dodaje dr Katarzyna Stanny.
Przyszłych artystów nikt nie przygotowuje do życia po akademii. Nie każdy potrafi być własnym menedżerem i odpowiednio zadbać o promocję.