Nie ma już czegoś takiego, jak gwarantowany wzrost. Wojna handlowa między Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi, spadający popyt na rynku chińskim spowodowały, że nadeszło spowolnienie. W krajach naszego regionu pojawiła się presja na podwyżki płac, która spowodowała, że Węgry, Polska, Czechy i Słowacja nie są już krajami o taniej sile roboczej.
– W gliwickim Oplu wiedzą, że nie są fabryką niskokosztową, bo koszty produkcji należą tam do średnich – mówił w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Carlos Tavares, prezes Grupy PSA, która przejęła Opla od General Motors, a z nią zakład w Gliwicach i fabrykę silników w Tychach.
Zdaniem Beaty Smarzyńskiej-Javorcik, głównej ekonomistki EBOR, nie ma w tym nic nadzwyczajnego. – Jeśli porównamy wydajność w fabrykach Volkswagena na Słowacji, Węgrzech i w Polsce z tą w Niemczech, to nie widać w tej chwili fundamentalnych różnic – mówiła w rozmowie z bne IntelliNews.
Pojawiło się kolejne zagrożenie. Okazuje się, że na południe od Grupy Wyszehradzkiej też potrafią budować samochody, a rumuńska Dacia jest tego najlepszym dowodem. To jedna z niewielu firm w tej branży, które nieustannie odnotowują wzrost. Utrzymanie niskich cen przy poprawie jakości i coraz atrakcyjniejszej stylistyce zrobiło swoje.
Za rozsądną politykę modelową i cenową wynagrodzone zostało Suzuki Hungary. Z węgierskiej fabryki Japończyków wyjechało w 2019 r. 185 tys. samochodów, a cała sprzedaż samochodów osobowych na Węgrzech wyniosła 172 tys. Był to sukces IV generacji Vitary. Dlatego Suzuki awansowało w rankingu aż o 16 miejsc.