Z sygnałów, jakie otrzymujemy od czytelników, wiemy, że fuzja Pekao SA i BPH nie przebiega bezproblemowo. Dla wielu klientów jej skutki okazały się dokuczliwe. Poczuli się nieprzyjemnie zaskoczeni działaniami Pekao SA lub przynajmniej zdezorientowani. Dlatego poprosiliśmy bank o wyjaśnienia.
W rozmowie z „Rz” rzecznik Pekao SA złożył w imieniu swojej firmy kilka ważnych deklaracji. Obiecał m.in. uproszczone procedury przenoszenia klientów omyłkowo przypisanych do niewłaściwego oddziału banku, ekspresowy tryb wydawania kart płatniczych osobom, do których z różnych powodów nie dotarła pierwsza przesyłka czy wreszcie nadzwyczajne ułatwienia dla najbardziej poszkodowanych, a więc tych klientów, którzy w terminie złożyli oświadczenie o chęci pozostania w BPH, ale i tak omyłkowo zostali przeniesieni do banku spod znaku żubra.
Rzecznika i cały bank trzymamy za słowo, a czytelników prosimy o sygnały, gdyby praktyka, z jaką zetkną się w swoim oddziale, odbiegała od tych deklaracji.
W ostatnich latach w Polsce banki łączyły się już kilka razy, ale nigdy nie dotyczyło to dwóch tak dużych instytucji. Już samo to pokazuje skalę trudności. Trzeba pamiętać, że jednocześnie odbywały się dwie operacje: podział BPH i przyłączenie wyodrębnionej części banku do Pekao. W dodatku do momentu formalnego połączenia obu banków Pekao nie miało możliwości komunikowania się z przejmowanymi klientami BPH, bo nie dysponowało ich bazą adresową.
Ilość informacji, jakie przewinęły się w mediach na temat największej fuzji w polskiej bankowości, mogła powodować wrażenie, że na jej temat powiedziano dokładnie wszystko. Takie poczucie jest jednak złudne. Owszem, mówiło się wiele o sporach politycznych towarzyszących fuzji, o kluczu, według którego miał przebiegać podział BPH, natomiast stosunkowo najmniej o praktycznych konsekwencjach, jakie ta operacja będzie miała dla klientów.