Giełdowi inwestorzy cały ubiegły tydzień oczekiwali na piątkowe dane z rynku pracy w USA. Dane o bezrobociu w grudniu okazały się rozczarowujące, ponieważ liczba miejsc pracy zmniejszyła się, a rynek oczekiwał, że się nie zmieni.
Mimo to reakcja rynków tylko przez chwilę była nerwowa. Amerykańskie indeksy zakończyły cały tydzień na niewielkich plusach. Brak panicznej reakcji może być znakiem utrzymujących się dobrych nastrojów na światowych giełdach, w tym na rynkach wschodzących. Silnie zyskał indeks rumuńskiej giełdy, podobnie jak inne giełdy w regionie. Jednak wzrost indeksu w Bukareszcie uzasadnia dłuższa niż na innych rynkach przerwa świąteczna.
Aktywność inwestorów z naszego regionu jest wciąż niepełna, bo w ostatnich dniach nie pracował rynek rosyjski. Najbliższe dni będą oznaczały powrót do pełnej aktywności. Wtedy też okaże się, czy sprawdzą się oczekiwania banków inwestycyjnych, które przynajmniej w pierwszej połowie roku dotyczą wzrostu indeksów na rynkach wschodzących m.in. ze względu na niski koszt pieniądza. Większość inwestorów obawia się, że wzrost ten może zostać przerwany w momencie, gdy pieniądz zacznie drożeć. Jednak i tutaj nie ma konsensusu. – Indeksy rynków wschodzących mają potencjał do wzrostu, nawet jeśli banki centralne podwyższą stopy procentowe i wycofają działania stymulujące wzrost gospodarczy – ocenia Mark Mobius, prezes Templeton AM. Jego zdaniem wyższe stopy procentowe nie zawsze skutkują spadkiem cen akcji, bo zacieśnianie polityki pieniężnej często towarzyszy poprawie sytuacji gospodarczej i wyników firm.
Zdaniem Marka Mobiusa rządy są w stanie wycofać działania stymulujące wzrost gospodarczy bez „uruchamiania” spadków na giełdach.