Należy pamiętać, że nawyki konsumentów zależą w dużej mierze od decyzji producentów, np. to oni muszą wyprodukować trwalsze i mniej szkodzące środowisku opakowania. To oznacza, że rozumienie zjawiska zrównoważonej konsumpcji potrzebne jest nie tylko samym nabywcom, ale też producentom i dystrybutorom, gdyż umożliwia wypracowanie nowoczesnych i proekologicznych rozwiązań w obszarze wytwarzania (np. racjonalizacja stosowania nawozów sztucznych), dystrybucji (np. kreowanie krótkich łańcuchów dostaw) i konsumpcji. To długotrwały proces, wymagający popularyzacji i przewartościowania czynników wyboru produktów i usług – mówi dr inż. Elżbieta Goryńska-Goldmann z Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Produkcja dóbr zaspokajających potrzeby każdego człowieka jest z jednej strony niezbędna, a z drugiej każdorazowo mniej lub bardziej negatywnie oddziałuje na środowisko. – Dotyczy to np. produkcji odzieży i żywności, ale także budowy domów i ich ogrzewania. Konflikt pomiędzy potrzebami społecznymi i ekologicznymi skutkami jest tym większy, im więcej ludzi zamieszkuje Ziemię. Dodatkowo, obecna gospodarka napędzana narastającymi innowacjami wytwarza produkty i usługi, które nie są wprawdzie niezbędne, ale ułatwiają życie. Czy w związku z tym konflikt na linii potrzeby społeczne – środowisko jest rozwiązywalny? – zastanawia się dr hab. Arkadiusz Sadowski, prof. z Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Odpowiedzią jest pojęcie zrównoważonego rozwoju, w tym zrównoważonej konsumpcji. – Polega ona na świadomym zużywaniu dóbr i usług w celu zaspokojenia potrzeb, przy możliwie najmniejszym wpływie na środowisko. Uwzględnia także oddziaływanie na bioróżnorodność i ekosystemy, jest sprawiedliwa ekonomicznie i społecznie, odpowiednia dla zdrowia. Można m.in. ograniczyć spożycie, wybierać rodzaj spożywanej żywności (ekologiczna, tradycyjna, regionalna), rozsądniej kupować. Konsumenci w wyniku dokonywanych wyborów mają więc możliwość oddziaływania na swoje otoczenie. Zrównoważone nawyki zakupowe (np. noszenie własnych toreb, niekupowanie wody w plastikowych butelkach) mogą w znacznym stopniu ograniczyć zużycie plastiku i to bez szkody dla zaspokojenia własnych potrzeb – dodaje dr hab. Arkadiusz Sadowski.
Za każdą konsumpcyjną decyzją stoją konsekwencje społeczne i gospodarcze
Zdaniem prof. Szymona Szewrańskiego, kierownika Instytutu Gospodarki Przestrzennej na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, zrównoważona konsumpcja, która respektuje ograniczenia nie tylko środowiskowe, ale także społeczne, to szerszy, wielopłaszczyznowy koncept.
– To świadomość, że za każdą konsumpcyjną decyzją stoją określone, długofalowe konsekwencje społeczne i gospodarcze, globalne, a nie tylko lokalne. Przypomnę sformułowanie z podręcznika socjologii Giddensa, że nasz wybór dotyczący miejsca, w którym wypijemy filiżankę kawy, to wybór polityczny o globalnym charakterze. Można więc mówić o zrównoważonej konsumpcji, tylko jeśli konsument dokonuje wyboru, myśląc o konsekwencjach swojej decyzji w trzech sferach – społecznej, środowiskowej i ekonomicznej – wyjaśnia prof. Szewrański. Żeby tak było niezbędna jest edukacja. Eksperci zgodnie twierdzą, że sama świadomość i zaangażowanie konsumentów, bez rozwiązań politycznych, systemowych, jest niewystarczające i niewiele zmieni. – Żeby konsumpcja była zrównoważona, nie może przekraczać możliwości planety. Jest taki wskaźnik – dwóch globalnych hektarów na osobę. To jest wymiar możliwości konsumpcyjnych wynikający głównie z zasobów naturalnych – z wykorzystanej energii, z tego, ile terenów zajmujemy jako gatunek, ile zjemy krów czy odłowimy ryb. To wszystko jest przeliczane na globalne hektary. Gdyby te zasoby przeliczyć na liczbę ludzi – to jedna osoba powinna konsumować trochę mniej niż 2 globalne ha. W Polsce dziś konsumujemy ok. 4 hektarów, a w Danii – 5 – dodaje. Drugi wymiar to wskaźnik HDI (Human Development Index), czyli wskaźnik rozwoju społecznego – powyżej 0,8 mają najlepiej rozwinięte kraje świata. – Chcielibyśmy, by państwa były rozwinięte, by mogły inwestować w edukację, zdrowie, transport publiczny, pracę, środowisko. Nie jest jednak sztuką być rozwiniętym krajem, który przejada zasoby planety. To się nazywa eksternalizacja kosztów – bogate państwa niekoniecznie u siebie mają problemy środowiskowe, ale eksportują te problemy w inne rejony świata lub na przyszłe pokolenia – mówi prof. Szewrański. Jego zdaniem zrównoważona byłaby taka konsumpcja, która widzi te wszystkie wymiary: godzi ograniczenia środowiskowe (dwa hektary na jedną osobę) z wyzwaniami dobrego rozwoju (0,8 HDI). – Niestety, żaden kraj nie spełnia tych warunków, bo albo jest nierozwinięty (ma niedostatki materialne), albo ma nadkonsumpcję kosztem planety – dodaje prof. Szewrański.
Receptą jest odmaterializowanie postępu
Eksperci zwracają także uwagę na internalizację kosztów. – Gdybyśmy za dżinsy płacili, uwzględniając m.in. zniszczenie środowiska, ślad wodny, być może wykorzystywanie nieletnich w pracy, kosztowałyby one pięć razy więcej niż teraz. Kupilibyśmy mniej – mówi prof. z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.