Wbrew wcześniejszym zapowiedziom Rada Ministrów nie zajęła się wczoraj programem konwergencji, który miałby określić ścieżkę ograniczenia deficytu sektora finansów publicznych z 7,2 proc. PKB na koniec 2009 r. do 3 proc. PKB – czyli maksymalnej wartości akceptowanej przez Brukselę. Dokument miał być potem wysłany do Komisji Europejskiej, która na jego podstawie ocenia gotowość Polski do przyjęcia wspólnej waluty.
– W dokumencie znalazły się zapowiedzi zmian, co do których wicepremier Waldemar Pawlak zgłosił zastrzeżenia. W tej chwili trwa praca, aby te rozbieżności wyjaśnić. Nie zawsze plan stabilizacji finansów publicznych oznacza plan stabilizacji koalicji – tłumaczył wczoraj premier Donald Tusk. Wyjaśnił, że chodzi o reformę KRUS i rozszerzenie podatku dochodowego na część rolników. Dodał, że jeszcze dziś ma nadzieję na przyjęcie dokumentu przez rząd w trybie obiegowym.
W dokumencie znajdą się dwa warianty ścieżki zejścia z deficytem do akceptowalnych przez UE poziomów. Pierwsza zakłada koniec 2012 r., druga – 2013 r. – Alternatywny plan przewidziany jest na wypadek, gdyby wzrost dochodów okazał się niższy – wyjaśnił Tusk.
Ekonomiści zastanawiają się, czy zarys programu naprawy finansów publicznych przedstawionego w ubiegły piątek przez premiera wystarczy, aby obniżyć deficyt i zahamować przyrost długu publicznego. Szef rządu nie przedstawił bowiem konkretnych wyliczeń – miały się one znaleźć w programie konwergencji.
Analityków opóźnienie w pracach nad dokumentem nie dziwi. – Program opiera się na planie konsolidacji, który zawiera oczekiwania co do reform, niekoniecznie uzgodnionych z koalicjantem – mówi Mateusz Szczurek z ING Banku Śląskiego. – Sposoby na obniżenie deficytu są ogólnie znane, ale osoby podejmujące decyzje muszą lawirować pomiędzy badaniami opinii publicznej a buntem własnej załogi – dodaje.