To nie jest dobry pomysł na szybki zysk

Wartość monet bulionowych jest bezpośrednio związana z ceną złota. Dlatego można je traktować jako zabezpieczenie kapitału

Aktualizacja: 18.02.2010 17:00 Publikacja: 18.02.2010 00:15

Ryszard Kondrat, współwłaściciel Warszawskiego Centrum Numizmatycznego

Ryszard Kondrat, współwłaściciel Warszawskiego Centrum Numizmatycznego

Foto: Fotorzepa, Piotr Cegłowski PC Piotr Cegłowski

[b]Rz: Jest pan od wielu lat aktywnym uczestnikiem rynku jako znakomity kolekcjoner, a zarazem organizator specjalistycznych aukcji. Można powiedzieć, że zna pan awers i rewers tego biznesu.[/b]

[b]Ryszard Kondrat:[/b] Pewnie dlatego zachowuję dystans wobec tego, co się dzieje na rynku. Chciałbym doradzić to również kolekcjonerom oraz osobom traktującym monety jako przedmiot inwestycji. W tej dziedzinie należy planować w perspektywie wieloletniej. Ci, którzy szukają pomysłu na szybki zysk, powinni znaleźć inny sposób lokowania pieniędzy.

[b]Filarami tego biznesu są monety o wartości numizmatycznej, bulionowe i kolekcjonerskie.[/b]

Są to trzy różne dziedziny. Pierwsza z nich – z mojego punktu widzenia najciekawsza – to klasyczna numizmatyka, która ma wiele wspólnego z kolekcjonowaniem dzieł sztuki. Dawne monety prezentują zwykle wysoki poziom artystyczny. W dodatku ukazując wizerunki władców lub upamiętniając różne wydarzenia, stanowią ważne dziedzictwo.

Warto pamiętać, że wiedza numizmatyczna jest ważną częścią nauk historycznych. Pewnie dlatego każdy numizmatyk to historyk amator. Niektórzy wyspecjalizowani zbieracze mają ogromną wiedzę, którą czasem przekazują w książkach o dużej wartości poznawczej. Zdarza się, że publikacja takiego dzieła ma wpływ na rynek. Tak stało się w przypadku Tadeusza Igera, stomatologa, który przez całe życie gromadził trojaki. Po opublikowaniu fundamentalnej pracy na ich temat powiedział mi: „Ceny tak bardzo poszły w górę, że nie mam już szans na uzupełnienie kolekcji”.

[b]Kim byli pierwsi numizmatycy?[/b]

Monety zbierali cesarze rzymscy i patrycjusze. W okresie renesansu i później gabinety numizmatyczne były ozdobą wielu dworów. Kolekcjonerami byli królowie, m.in. Zygmunt August i Stanisław August Poniatowski. Zbierano wówczas głównie starożytności rzymskie i greckie. Monety średniowieczne i nowożytne stały się przedmiotem zainteresowania dopiero w XIX wieku.

W czasach rozbiorów na ziemiach polskich szczególną wartość miało wszystko, co przypominało o utraconej niepodległości. Monety świetnie spełniały ten warunek. Przypominały okres świetności Rzeczypospolitej. Zaczęły powstawać prace numizmatyczne. Niektóre z nich nie straciły aktualności do dziś, np. katalog kolekcji hrabiego Emeryka Hutten-Czapskiego.

[b]Najcenniejsze okazy mają własną historię, podobnie jak obrazy wielkich malarzy.[/b]

Trudno się temu dziwić, jeżeli chodzi o cenną i wyjątkowo piękną monetę, która zachowała się zaledwie w kilku egzemplarzach. W 1904 r. w Monachium odbyła się pamiętna aukcja kolekcji Z. Chełmińskiego. Padły na niej rekordy cenowe. Walka o talary koronne Stefana Batorego z 1580 r., toczona przez dwóch wysłanników polskich arystokratycznych kolekcjonerów, przeniosła się z domu aukcyjnego do hotelu. Podbito tam wylicytowaną cenę 1,8 tys. marek do astronomicznego wówczas poziomu 4 tys. marek w złocie.

Wspaniały okres numizmatyki trwał do czasu wielkiego kryzysu. Wtedy na rynek trafiło wiele unikatów z wystawionych na sprzedaż zbiorów W. Frankiewicza i W. Chomińskiego.

[b]Na renesans polskiej numizmatyki trzeba było czekać…[/b]

... aż do lat 70., kiedy na warszawskim Mariensztacie powstał jarmark kolekcjonerski. Wkrótce potem w całym kraju zaczęły działać kluby kolekcjonerów i kolejne oddziały Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego. Ukazały się pierwsze, bardzo jeszcze niedoskonałe, katalogi monet. Oznaczało to jednak ogromny postęp. Gdy w 1967 r. kupiłem pierwszego w życiu trojaka za pieniądze, które zaoszczędziłem na szkolnych śniadaniach, nie mogłem nigdzie znaleźć informacji na temat tej monety. Pierwsze wartościowe książki zaczęły się ukazywać po kilku latach. Znaczną wartość edukacyjną ma praca Andrzeja Banacha „Zbierajmy pieniądze”.

Z kolei z fundamentalną pracą Tadeusza Kałkowskiego „1000 lat monety polskiej” wiąże się ciekawa historia. Wybitny polski kolekcjoner z USA Henryk Korolkiewicz postanowił zebrać wszystkie monety ukazane na zdjęciach w tej książce. W grudniu 2000 r. w nowojorskim WTC, zniszczonym potem przez atak al-Kaidy, odbyła się aukcja zbiorów Korolkiewicza. Planowałem poważne zakupy, ale okazało się, że ceny poszybowały w górę bardziej, niż ktokolwiek był w stanie przewidzieć. Przebieg aukcji pokazał, jak bardzo niedowartościowane są rzadkie polskie monety. Dziś żałuję, że nie byłem odważniejszy, ponieważ aukcja była pierwszym akordem weryfikacji cen. Na przykład talar Stefana Batorego, który przy cenie wywoławczej 6 tys. dolarów został wylicytowany do 24 tys. dolarów, dziś jest wart 150 tys. dolarów.

[b]A jak to wygląda w przypadku monet bulionowych?[/b]

Ich wartość jest bezpośrednio związana z aktualną ceną złota. Dlatego można je traktować jako doskonałe zabezpieczenie kapitału. Począwszy od czasów starożytnych, moneta o wadze jednej uncji pozwalała pokryć wydatki rodziny przez miesiąc. Przypomnę, że nazwa „świnka”, która przylgnęła do carskiej pięciorublówki, oznacza, że za taką monetę można było kiedyś kupić wieprza. Dziś jest dokładnie tak samo. Pokazuje to, jak bardzo stabilne jest złoto. Kupując monety bulionowe, nie należy liczyć na zyski. To po prostu pewna lokata.

[b]Kiedy pojawiły się monety odzwierciedlające wartość kruszcu?[/b]

Prawdopodobnie w VII wieku p.n.e. w Lidii na Bliskim Wschodzie. Początkowo wyrabiano je z elektronu, czyli stopu złota ze srebrem. Szybko zaadaptowały je greckie miasta-państwa. Na marginesie, niektóre monety z czasów starożytnej Grecji są arcydziełami sztuki medalierskiej.

Prawdziwy wysyp złotych monet nastąpił w V wieku w Cesarstwie Rzymskim i na początku Bizancjum. Zachowało się ich bardzo dużo, dlatego najbardziej typowe w słabszym stanie zachowania kosztują dziś zaledwie dwa razy więcej, niż wynosi wartość kruszcu.

[b]Ceny monet bulionowych z XIX wieku zwykle są podobne jak współczesnych.[/b]

Nie ma większego znaczenia, czy kupujemy dolary sprzed 100 lat, czy dzisiejsze. (Nie dotyczy to oczywiście egzemplarzy, które mają wartość kolekcjonerską.) Stan zachowania także nie jest istotny. A przecież w przypadku monet o wartości historycznej właśnie stan zachowania ma ogromny wpływ na cenę. Bywa, że moneta w doskonałej kondycji może być warta nawet 200 razy więcej niż bardzo zniszczona.

[b]W przypadku współczesnych serii kolekcjonerskich problem stanu zachowania chyba się nie pojawia, ponieważ monety te z założenia nie pełnią funkcji obiegowej.[/b]

Mają rzecz jasna wybity nominał i zawierają określoną ilość kruszcu, ale o ich cenie decyduje emitent, najczęściej mennica narodowa. Wiele osób wykupiło abonament i zbiera tego rodzaju monety, licząc na wzrost ich ceny w przyszłości.

Znakomitą reklamą tego rodzaju inwestycji były nagłaśniane zwyżki cen niektórych monet wydanych w krótkich seriach, a w dodatku bardzo efektownie wykonanych. W latach 70. w Peweksach można było kupić monetę o nominale 100 zł za odpowiednik ówczesnych 700 zł. Dziś kosztuje ona 30 – 40 zł, przy czym kruszec jest wart ok. 20 zł. Później pojawiła się znana seria ze zwierzętami. Przez pewien czas jej cena odpowiadała trzydziestokrotności wartości kruszcu, ale spadła do sześciokrotności.

Znacznie ciekawsze były pierwsze emisje polskich monet kolekcjonerskich wypuszczonych zaraz po denominacji w 1995 r. Prawdziwy hit to Chopin z 1995 r., wyemitowany zaledwie w 500 egzemplarzach i częściowo sprzedany przybyłym z zagranicy pasjonatom Konkursu Chopinowskiego. Kosztuje teraz około 35 tys. zł.

Mam jednak wątpliwości, czy uda się utrzymać w przyszłości wysoką cenę monet, które wypuszczono na rynek w 30 tys. lub 50 tys. sztuk. Nieufnie patrzę też na złote monety oferowane za 2 tys. zł, do których produkcji użyto złota wartego 1,4 tys. zł.

[b]Na rynku monet też działają firmy stosujące strategię: sprzedać i uciec.[/b]

Najbardziej kontrowersyjna jest działalność firm, które oferują niby-monety, a tak naprawdę blaszki o bardzo niskiej zawartości kruszcu. Scenariusz jest zwykle podobny. Po nagłośnieniu kolejnej serii w mediach rusza sprzedaż. Monety kupują ludzie słabo zorientowani w tej materii. Jak się łatwo domyślić, wkrótce po emisji ceny blaszek są spekulacyjnie windowane. O tym, że wkrótce potem spadają mniej więcej do wartości kruszcu, już nikt nie informuje.

[b][link=http://www.rp.pl/temat/216066_Pomysl_na_biznes.html]Czytaj więcej o ciekawych inwestycjach[/link] [/b]

[b]Rz: Jest pan od wielu lat aktywnym uczestnikiem rynku jako znakomity kolekcjoner, a zarazem organizator specjalistycznych aukcji. Można powiedzieć, że zna pan awers i rewers tego biznesu.[/b]

[b]Ryszard Kondrat:[/b] Pewnie dlatego zachowuję dystans wobec tego, co się dzieje na rynku. Chciałbym doradzić to również kolekcjonerom oraz osobom traktującym monety jako przedmiot inwestycji. W tej dziedzinie należy planować w perspektywie wieloletniej. Ci, którzy szukają pomysłu na szybki zysk, powinni znaleźć inny sposób lokowania pieniędzy.

Pozostało 94% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy