Zgodnie z perspektywą finansową na lata 2007 – 2013 do Polski może trafić 67,3 mld euro z UE. Ponieważ środki te są denominowane w euro, w wyniku umacniania się złotego wielkość tej pomocy wyrażona w krajowej walucie maleje. Ponadto częściowe zwroty zainwestowanych pieniędzy są wypłacane podmiotom gospodarczym z pewnym opóźnieniem, co naraża je na ryzyko kursowe. Te niekorzystne efekty umocnienia złotego mogą być argumentem za szybkim wprowadzeniem euro. Nie ma kursu, nie ma aprecjacji, nie ma problemu. Prosta arytmetyka podpowiada jednak, że mimo wprowadzenia euro problem malejącej siły nabywczej funduszy unijnych nie zniknie.
Cechą gospodarek należących do tzw. rynków wschodzących jest relatywnie szybszy niż w krajach rozwiniętych wzrost wydajności pracy i płac w sektorze tzw. dóbr handlowych. Tempo wzrostu wydajności pracy w sektorze dóbr niehandlowych jest wyraźnie niższe, a na rynku pracy występuje tendencja do wyrównywania się płac w obu sektorach. Dlatego w krajach przechodzących gospodarczą transformację, w których różnice w tempie wzrostu wydajności w obu sektorach są większe niż za granicą, ceny dóbr niehandlowych rosną szybciej niż dóbr handlowych, a realny kurs walutowy się umacnia (tzw. efekt Balassy-Samuelsona).
W krajach stosujących płynny kurs walutowy wzrost wydajności pracy w sektorze dóbr handlowych stanowi bodziec do napływu kapitału. Realna aprecjacja waluty krajowej następuje wtedy przez umocnienie nominalnego kursu walutowego. Wprowadzenie euro w Polsce oznaczałoby, że realna aprecjacja złotego będzie możliwa tylko przez szybszy niż przed przyjęciem euro wzrost cen.
Ostrożne szacunki efektu B-S w Polsce wskazują, że przyczynia się on do 1-proc. umocnienia realnego kursu złotego rocznie. Przyjmując, że w długim okresie wzrost cen dóbr handlowych będzie się utrzymywać na poziomie ok. 2 proc., po wprowadzeniu euro można się spodziewać wzrostu inflacji z 2,5 (cel inflacyjny RPP) do ok. 3 proc. Szybszy wzrost cen nie zagrozi realnym dochodom gospodarstw domowych, które będą podnosić się szybciej wskutek przyspieszenia wzrostu w następstwie przyjęcia euro. Jednak mimo wyeliminowania aprecjacji nominalnego złotego siła nabywcza funduszy unijnych będzie maleć z powodu wyższej inflacji. A może sposobem na ograniczenie negatywnego wpływu aprecjacji złotego na realną wielkość funduszy unijnych jest szybsza absorpcja przyznanych środków? Na pierwszy rzut oka wydanie ustalonych z góry nominalnych kwot wcześniej oznacza, że liczba zakupionych za nie dóbr będzie wyższa. Jednak większy napływ funduszy to aprecjacja złotego… Nieprzyjemnej arytmetyki kursowej nie da się zatem obejść. To jednak optymistyczny wniosek. W ekonomii nie ma dróg na skróty.