Dyskusje o tym, czy w Polsce budować czy też nie elektrownię atomową, mogą za kilka miesięcy zakończyć się konkretną decyzją rządu, o ile nie przeszkodzi w tym kryzys finansowy na świecie. Temat odżył w ostatnich tygodniach w związku z unijną debatą o pakiecie klimatycznym i koniecznością ograniczenia emisji zanieczyszczeń.
Tuż przed debatą premier Tusk zapowiadał, że rząd “chce w sposób spokojny, odpowiedzialny, ale szybki, rozpocząć nie badania, ale decyzje inwestycyjne” w sprawie energetyki jądrowej. I przekonywał, że jest to “naprawdę tania i proekologiczna energia”. Zdaniem premiera całkiem realne jest, aby w 2020 r. do polskich domów popłynął prąd z elektrowni atomowej.
Na początku grudnia, po spotkaniu premiera z prezydentem Francji, pojawiły się nawet spekulacje, że Polska kupi technologię tego kraju do budowy elektrowni jądrowej. Wywołało to sporo dyskusji, zwłaszcza że dwie najnowsze inwestycje z udziałem francuskiej Arevy, czyli budowa reaktorów w Finlandii i na północy Francji, znacząco się opóźniają.
[srodtytul]Energia odnawialna w roli konkurenta[/srodtytul]
Mimo tych zapowiedzi może się jednak okazać, że Donald Tusk będzie musiał przekonać do swojego pomysłu współkoalicjanta, który raczej sceptycznie ocenia budowę elektrowni atomowej. Tym bardziej że wiąże się to z ogromnymi kosztami; trzeba wydać co najmniej kilka miliardów euro.