Na szczycie Atlantyku

Kamieniste dno krateru pokryte jest seledynowym nalotem. Unosi się nad nim mgiełka podziemnych wyziewów i zapach siarki. Wulkan nie wygasł, on jedynie odpoczywa

Publikacja: 14.08.2009 14:55

Teide wypiętrzył się z równiny, która powstała po gwałtownym zapadnięciu się poprzedniego wulkanu –

Teide wypiętrzył się z równiny, która powstała po gwałtownym zapadnięciu się poprzedniego wulkanu – uznali naukowcy

Foto: Rzeczpospolita, Filip Frydrykiewicz F.F. Filip Frydrykiewicz

[b][link=http://www.rp.pl/galeria/235132,348498.html]Zobacz zdjęcia [/link][/b]

Wulkan Teide (3718 m n.p.m.) wyrasta niemal na środku największej z Wysp Kanaryjskich – Teneryfy. Jest jej symbolem, punktem odniesienia i jednocześnie punktem widokowym. Jak, nie przymierzając, Pałac Kultury w Warszawie czy wieża Eiffla w Paryżu.

Stojąc na jego szczycie i zaglądając do krateru, czujemy się jak Pan Maluśkiewicz, który, płynąc w poszukiwaniu wieloryba, wylądował na wyspie. Zrozumiał co to za wyspa dopiero, gdy wyspa kichnęła. Nasz wulkan raczej nie kichnie. W 2003 roku zanotowano wprawdzie drgania, wywołane prawdopodobnie ruchem magmy wewnątrz góry, ale ostatni raz lawa popłynęła z niego 100 lat temu. Wydostała się z bocznego komina, a jej jęzor zatrzymał się niedaleko stoku wulkanu. Prawdziwe szkody poczynił jednak wybuch z 1706 r., kiedy pod lawą i pyłem wyrzuconym przez wulkan znalazło się kilka osad i duża część ruchliwego portu Garachico.

[srodtytul]Pomarszczone góry[/srodtytul]

Czarne plaże wulkaniczne i złote plaże wysypane piaskiem z Sahary. Hotele z basenami, urocze zabytkowe miasta, liczne atrakcje dla dzieci. To wszystko prawda, taka jest Teneryfa. Ale nie tylko. Z dala od autostrad, plaż i miast jest jeszcze Teneryfa wulkanów, dzikich gór, głębokich wąwozów, malowniczych pól lawy. Tę Teneryfę zamierzamy poznać. Planujemy więc trzy wyprawy do trzech różnych zakątków wyspy.

Na rozgrzewkę postanawiamy przejść jeden z kilku szlaków wytyczonych w najdzikszym i najmniej turystycznie opanowanym, bo chronionym jako Parque Rural (odpowiednik naszego parku krajobrazowego), terenie – w górach Anaga.

W punkcie informacyjnym przy parkingu dostajemy mapkę trasy. Do przejścia jest 11 kilometrów. Nie będzie trudno, bo niemal cały czas droga opada – z poziomu, na którym się znajdujemy, czyli 950 metrów, do poziomu morza. Bo też nad morzem szlak się kończy.

Na plastycznym modelu Teneryfy, a jeszcze lepiej na zdjęciu satelitarnym, widać, że Anaga wygląda inaczej niż pozostała część wyspy. Jest jakoś dziwnie pomarszczona, podczas gdy większość Teneryfy jest stosunkowo gładka. – Anaga, jak cała wyspa, jest pochodzenia wulkanicznego. Ale z morza wychynęła najwcześniej, jakieś 7 – 8 milionów lat temu – wyjaśnia przewodnik. – O wiele dłużej narażona więc była na erozję.

Wulkaniczna skała wietrzała, kruszała, rozpadała się. W efekcie nie tylko się pomarszczyła, ale i pokryła grubszą niż inne części wyspy warstwą gleby. Dzięki temu zarosła bujną roślinnością. Anaga to jeden z ostatnich fragmentów wyspy pokryty pierwotnym lasem wawrzynowym. Laurisilva, który przed tysiącami lat porastał wybrzeże Morza Śródziemnego, występuje teraz już tylko na niewielkich obszarach Makronezji: na Maderze, Azorach i niektórych Wyspach Kanaryjskich.

[srodtytul]Kaktusy, jaszczurki i jaskinie[/srodtytul]

Tylko pierwszy, kilkusetmetrowy, odcinek naszej trasy prowadzi przez niskie, sczepione koronami, pokręcone zarośla wawrzynów. Ścieżka wychodzi później na otwartą przestrzeń, dzięki czemu można podziwiać widoki. A raczej jeden widok – panoramę rozciągającą się z lewej strony. Prawą zasłania bowiem prawie cały czas skalna ściana, wzdłuż której się posuwamy. Ścieżka wydeptana przed wiekami przez pasterzy kóz prowadzi półką skalną zawieszoną na wysokości dwóch trzecich góry (później opada). Raz jest szeroka na kilka metrów, innym razem zwęża się do jednego metra, aby w niektórych miejscach przybrać postać wąskiego przejścia na szerokość dwóch stóp, na której tylko koza czułaby się niezagrożona. Bez trekkingowych butów, dobrze trzymających się nierównych powierzchni, trudno byłoby przejść.

Z góry dno doliny to jedynie ciemny pas zieleni. Za to rośliny, które rosną na słonecznym stoku, na wysokości naszej ścieżki, są jak przeniesione z amerykańskich prerii. Najwięcej wśród nich kaktusów: potężnych, rozrośniętych agaw, gęstych, mięsistych opuncji obsypanych czerwonymi owocami i wysokich pałek przypominających piszczałki organów. To jeden wielki skalny ogród.

Magmowe skały zachwycają nie tylko fantastycznymi kształtami, ale i kolorami – od kanarkowej żółci do głębokiej czerni. Tu chropowaty pumeks, tam gładki bazalt.

Wśród kaktusów przebiegają, szeleszcząc, jaszczurki. To ich królestwo. Mają tu idealne warunki do życia, a jedynymi ich wrogami są krążące na niebie pustułki.

Liczne jaskinie gór Anaga dawały schronienie pierwszym mieszkańcom Teneryfy – Guanczom. Długo się zastanawiano, skąd Guanczowie wzięli się już 200 lat przed Chrystusem na Teneryfie. Hiszpańscy konkwiskadorzy w XVI wieku opisywali ich jako wysokich blondynów o niebieskich oczach. Czy byli więc Celtami z Półwyspu Iberyjskiego, Baskami, a może potomkami Wikingów? Ostatnia wersja mówi, że to potomkowie afrykańskich Berberów. Wskazują na to wygląd (wśród Berberów są też jasnowłosi i niebieskoocy) i nazwy topograficzne, które ocalały z zapomnianego już języka Guanczów.

Niektóre jaskinie, do których dobudowano domy i doprowadzono prąd, nadal służą, nielicznym już, mieszkańcom gór.

[srodtytul]Góra kilku „naj”[/srodtytul]

Drugi dzień ma najbogatszy program. Rozpoczynamy go od zajrzenia do krateru wulkanu Teide. Guanczowie sądzili, że mieszka tam bóg podziemi Puayota. A kiedy w XIII wieku wyrzucony przez wulkan pył zasnuł niebo na siedem lat – byli przekonani, że bóg podziemi połknął boga słońca Mageca.

Wbrew pozorom nietrudno zdobyć tę górę. Potężny wulkan został bowiem spięty wędzidłem w postaci kolejki gondolowej, dzięki której można w kilka minut wjechać na wysokość 3555 m. Ostatnie 200 metrów trzeba pokonać samemu, ale to już czysta przyjemność. Byle mieć dobre buty i ciepłą kurtkę – strażnik odsyła z kwitkiem wszelkich amatorów wspinaczek, którzy przyjechali tu w japonkach, tenisówkach lub butach na wysokich obcasach. Wcześniej trzeba też zaklepać sobie wejściówkę, bo liczba wpuszczanych na szczyt jest ograniczona.

Góra dzierży kilka tytułów „naj”. Jest najwyższą górą Hiszpanii, najwyższą górą poza Alpami w Europie, najwyższym punktem na Oceanie Atlantyckim, a jeśli doliczyć jej podstawę zanurzoną w oceanie – to jednym z najwyższych wzniesień na Ziemi – 7500 m.

Przy dobrej pogodzie widok z wysokości krateru jest imponujący. Pod stopami rozciąga się wielka równina, dalej ocean, a jeszcze dalej ciemna sylwetka oddalonej o 50 kilometrów sąsiedniej wyspy – La Gomery.

Jaki jest wulkan z bliska? To po prostu wielka hałda brązowych, większych i mniejszych, kawałków lawy. Ze względu na jej świeżość, ale także surowość warunków panujących wysoko, nie udało się tu rozsiać żadnej roślinie.

[srodtytul] Wulkan w rondlu[/srodtytul]

Zdobycie Teide to dopiero pierwszy etap dzisiejszego planu. Drugi jest o wiele trudniejszy. W odległości jednego, dwóch kilometrów od wulkanu ciągnie się pasmo niższych wzniesień. Jedno z nich – Guajara (2718 m n.p.m.) – jest naszym celem.

Ścieżka najpierw wije się wśród kosodrzewiny porastającej wielkie rumowisko. Później zaczyna piąć się ostro w górę. Z każdym krokiem jesteśmy wyżej i z każdym z trochę innej perspektywy patrzymy na Teide. A trudno oderwać oczy od tego malowniczego stożka. Może dlatego, że z tej strony przypomina... kobiecą pierś? Z daleka widać, jak jest pokolorowany zastygłą lawą. Najciemniejszy pas jest najmłodszy, skała nie zdążyła się jeszcze utlenić.

Co ciekawe, u stóp Teide rozpościera się niemal idealnie płaska równina. To kaldera, która powstała, kiedy dawniejszy, jeszcze potężniejszy wulkan (szacuje się, że miał 4500 m wysokości), się zapadł. Teide wypiętrzył się później. Tak natura skomponowała coś, co przypomina stożek uformowany z ciasta, leżący na środku wielkiego rondla. Nasza Guajara i inne wierzchołki tworzą tego rondla brzeg.

W pewnej chwili wydaje się, że wyżej wejść już nie można. Ścieżka dochodzi do ściany. Przecież się nie wdrapiemy na pionową skałę! To jednak tylko złudzenie. Okazuje się, że droga biegnie teraz tuż pod tą ścianą. Później odbija od niej i... znika. Zaczyna się za to rumowisko ogromnych kanciastych głazów. Tylko namalowane na nich gdzieniegdzie zielone kropki pokazują, że jesteśmy na szlaku.

Na płaskim szczycie, w ruinach XIX-wiecznego obserwatorium astronomicznego, chwila odpoczynku. Na szczęście z Guajary w dół prowadzi inna droga, po drugiej stronie góry. Znika wprawdzie z oczu Teide, ale pojawiają się nowe widoki – wierzchołki gór, doliny, wiszące skały. Wśród zielonej kosodrzewiny ślady muflonów i królików.

Okrążamy Guajarę i wędrujemy u jej stóp, ponownie odzyskując panoramę Teide, ale tym razem z poziomu kaldery. Powoli zmierzcha, skały rzucają coraz dłuższe cienie. Wyglądają tajemniczo. Dokoła panuje idealna cisza, zakłóca ją tylko chrzęst naszych kroków.

Kiedy dochodzimy do punktu, z którego rozpoczęliśmy wspinaczkę na Guajarę, promienie zachodzącego słońca padają już tylko na jej podłużny wierzchołek, wydobywając ze skały barwę złocistopomarańczową.

[srodtytul]Z czeluści piekielnych do oceanu[/srodtytul]

Masca to urocza miejscowość – tak najczęściej przewodniki kwitują istnienie wioski na zachodnim wybrzeżu Teneryfy. Wydawać by się mogło, że Masca, położona w wysokich górach na skraju wielkiego rozpadliska, to cel podróży sam w sobie. Pewnie większość turystów tak ją traktuje. Jednak dla nas Masca to tylko punkt startu do naprawdę emocjonującej wycieczki. Trzeciej i ostatniej.

Północno-zachodni narożnik Teneryfy, przylądek Teno, na którym leży Masca, to jeden z trzech najstarszych fragmentów wyspy, podobnie jak góry Anaga. Jednak bardzo odmienny, jeśli chodzi o ukształtowanie terenu i przyrodę. Teno to raczej wysoki brzeg rozkrojony głębokimi wąwozami z ostro opadającymi ścianami wulkanicznych skał.

W Masca odnajdujemy niepozorny szlak, ścieżka wygląda wręcz na zarośniętą. Schodzi się nią od razu ponad 100 metrów w dół. W czeluści piekielne, choć ich piekielności nic nie zapowiada, szerokie brzegi rozpadliska są bowiem zarośnięte jak dzika dżungla, ze strzelającymi tu i ówdzie w górę palmami.

Tym razem będziemy iść dnem wąwozu Barranco de Masca. Porównanie z czeluściami piekielnymi wcale nie jest nadużyciem, skały niemal zamykające się nad głowami wędrowców są czarne, jakby przed chwilą przeszedł tędy pożar i je osmalił. Słońce nie dociera na dno kanionu. W wilgotnym podłożu dobrze się czują wysokie trawy i trzciny.

Droga, jak żadna chyba poprzednia, na najwyższą próbę wystawia nasze stawy i kostki. Trzeba być zwinnym jak kozica, pokonując kamienie, skałki, występy. Przyspieszamy jednak, gdy po kilku godzinach wędrówki wąwóz ponownie się rozszerza, wpuszczając więcej światła. Domyślamy się bliskości mety naszej trasy. I rzeczywiście u wylotu kanionu czeka, jak nagroda za trudy, kamienista plaża i czysta, chłodna woda oceanu.

Dobrze, że wcześniej zamówiliśmy sobie miejsce na statku, który co jakiś czas przybija tu i odbiera zdrożonych wędrowców. Pokonanie wąwozu w drugą stronę (a innego wyjścia stąd nie ma) byłoby dzisiaj ponad nasze siły. Oczekiwanie na transport wypełnia nam kąpiel, odpoczynek i obserwowanie trzech hiszpańskich piękności, które wybrały tę zaciszną zatokę na opalanie toples.

Dwie godziny później zajadamy wałówkę na pokładzie stateczku, który sunie do najbliższego portu wzdłuż opadających stromo do morza kilkusetmetrowych klifów Los Gigantes. W pożegnalnym rejsie towarzyszą nam delfiny, których czarne płetwy delikatnie prują srebrną taflę wody.

 

 

 

 

[b][link=http://www.rp.pl/galeria/235132,348498.html]Zobacz zdjęcia [/link][/b]

Wulkan Teide (3718 m n.p.m.) wyrasta niemal na środku największej z Wysp Kanaryjskich – Teneryfy. Jest jej symbolem, punktem odniesienia i jednocześnie punktem widokowym. Jak, nie przymierzając, Pałac Kultury w Warszawie czy wieża Eiffla w Paryżu.

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy