Można go nazwać pojazdem vintage. Ale mówiąc szczerze, bardziej pasowałoby określenie stary rzęch. Autobus nr 84, którym jadę z Valletty, stolicy Malty, do miasta Mdina wygląda na późne lata 50. Ma obłe kształty, a tuż pod sufitem przeciągnięty jest sznurek, który – jak się domyślam – pełni rolę guzika „na żądanie”. Wąskie drzwi, siedzenia ze skaju. Po kilku dniach spędzonych na Malcie wiem, że to nie wyjątek czy wydumana atrakcja turystyczna, ale reguła i codzienność. Dlaczego nie wymienią autobusów na nowsze modele? Bo się do nich przyzwyczaili!
Kraj jest ciepły – wyspy, bo są trzy, leżą na Morzu Śródziemnym, 100 km od Sycylii, na wysokości Tunisu – mały (powierzchnia 316 km kwadratowych, mniejsza nieco od Krakowa), autobusy nie muszą więc być ultraszybkie, megawygodne czy superszczelne. Ważne, żeby były ładne. I tak na głównej wyspie Malty pomalowane są na żółto i pomarańczowo, a na drugiej co do wielkości Gozo na czerwono i szaro. Na trzeciej Camino transportu publicznego nie ma, bo nikt tam nie mieszka.
Autobusy można zobaczyć na pocztówkach, magnesach na lodówkę, w formie blaszanych zabawek. Jeśli wierzyć sklepom z pamiątkami, autobus wyprzedził popularnością nawet tradycyjny ośmioramienny krzyż maltański.
[srodtytul]Najlepsi katolicy Europy[/srodtytul]
Ale z krzyżem to tylko pozory. Ten trzyma się mocno. Jak pokazuje Eurobarometr, a także pełne kościoły, Maltańczycy są najbardziej religijnym narodem Europy, i najbardziej katolickim. Aż 88 procent z nich regularnie chodzi do kościoła. Tę religijność widać także w autobusie nr 84. Tuż przy kierowcy, powyżej napisu „no smoking”, jedzie ludowa Pieta, czyli figura Matki Boskiej w błękitnej szacie z ciałem Chrystusa na kolanach.