Księgi pożądania

Bibliofilstwo uzależnia jak alkohol, tyle że nałóg to bardziej szlachetny – twierdzi Waldemar Łysiak. Co rozpala emocje polskich wielbicieli białych kruków?

Aktualizacja: 27.04.2010 19:46 Publikacja: 23.04.2010 01:44

Księgi pożądania

Foto: ROL

W wydanym właśnie zbiorze esejów “Ex libris” znakomita amerykańska publicystka Anne Fadiman wspomina chwilę ślubu. Jak twierdzi, przyrzeczenie sobie wzajemnej miłości, w bogactwie i w biedzie, w zdrowiu i w chorobie byłofraszką.

“Ale dobrze, iż tekst przysięgi małżeńskiej w Book of Common Prayer nie wspominał słowem o połączeniu bibliotek” – dodaje zaraz. – “To by już była o wiele poważniejsza sprawa i całkiem możliwe, że ku konsternacji wszystkich obecnych ceremonia utknęłaby w martwym punkcie”. Pełne humoru eseje Fadiman pokazują, jak książki piszą historię ludzi, jak tworzą ich świat i wpływają na życie. Szczególnym rodzajem moli książkowych są bibliofile. Jak rodzi się ich pasja? Jakie ma znaczenie? Ile są dla niej w stanie poświęcić?

[srodtytul]Kochanki poligamisty[/srodtytul]

Powieściopisarz Waldemar Łysiak uważa, że w czasach gdy Polacy tracą godność i przyzwoitość, kolekcjonowanie książek stanowi “jeden z ostatnich bastionów patriotyzmu”. Pisał o tym obszernie w dziele, którego pełen tytuł brzmi: “Patriotyczne Empireum Bibliofilstwa, czyli przewodnik po terenach łowieckich Bibliofilandii tudzież sąsiednich mocarstw”. Zapytany, które tomy z kolekcji są mu najbliższe, Łysiak odpowiada:

– Zbieracz mojego pokroju przypomina poligamistę, który oprócz kilku żon ma mnóstwo różnokolorowych kochanek: Murzynek, Azjatek, Indianek i Bóg raczy wiedzieć jakich jeszcze. I tak moja kolekcja składa się z kilkunastu działów. Jeden z nich stanowią pierwodruki naszych wieszczów. Mogę powiedzieć z dumą, że zebrałem wszystkie. Doszedłem do ściany! To rzadka sytuacja, która wiąże się, niestety, z rozczarowaniem. Bo nie ma już o czym marzyć! Inny z działów tworzą cenne starodruki. Zdobyłem “Statut Łaskiego” z pierwodrukiem “Bogurodzicy”. Zachowało się wprawdzie kilkadziesiąt egzemplarzy tego dzieła, ale zdecydowana większość – często okaleczona i niekompletna – znajduje się nie w rękach prywatnych, lecz w bibliotekach: Narodowej, Jagiellonce i innych. Ale co mnie najbardziej kręci? Bez dwóch zdań koroną zbiorów jest pierwodruk “Trenów” Kochanowskiego, narodowa świętość. Mówi się, że posiadam jedyny zachowany egzemplarz, ale nie znam przecież zawartości wszystkich polskich szuflad, pawlaczy i tapczanów. Może ktoś jeszcze ma taki skarb i najzwyczajniej nie jest tego świadom?

Autor “Wyspy zaginionych skarbów” może poszczycić się również wyjątkowymi polonikami cudzoziemskimi.

– Jedno z najcenniejszych wiąże się z powstaniem styczniowym, które nie było na Zachodzie odbierane jednoznacznie – wyjaśnia Waldemar Łysiak. – Katolicy do dziś pamiętają, że Watykan do tego zrywu odniósł się z rezerwą. Również stosunek Londynu był nieprzychylny. I w tym właśnie czasie Aleksander Dumas ojciec napisał dla prasy artykuł, w którym bronił polskiej rebelii i wychwalał nasze tradycje rycerskie. Na aukcji we Francji udało mi się kupić pełen rękopis tego tekstu.

[srodtytul]Jedyna miłość Don Vincente[/srodtytul]

Istotną część księgozbioru Łysiaka stanowi dawna literatura młodzieżowa, sprzed 100 i 200 lat. Od kolekcjonowania takich tytułów zaczynał Czesław Apiecionek, agent literacki i antykwariusz. Bibliofilem stał się w czasach stanu wojennego.

– Dojmujące uczucie przygnębienia skłoniło mnie do podjęcia skromnej wprawdzie, ale zdecydowanej, walki z systemem – wspomina Apiecionek. – Najwyraźniej energii miałem wciąż zbyt wiele, bo wtedy właśnie zdecydowałem się na kupno księgozbioru po zmarłym nauczycielu, który gromadził przedwojenną literaturę dla dzieci i młodzieży. I tak pierwszy raz zetknąłem się z niewznawianą w PRL, bo poświęconą walce o niepodległość, prozą patriotyczną, choćby “Bohaterskim misiem” Bronisławy Ostrowskiej. Wtedy też poznałem traktujące o powstaniu styczniowym książki Walerego Przyborowskiego.

Naturalną rzeczy koleją przystąpił do kompletowania zbioru.

– Gdy już na dobre zaraziłem się literaturą międzywojnia, wpadła mi w ręce “Książka wytworna” Stanisława Lama – dodaje. – Autor opisał kilkadziesiąt naszych najbardziej udanych edycji z przełomu XIX i XX wieku, dzieł pięknie pomyślanych i ilustrowanych. Stwierdziłem, że dobrze by było skompletować wszystkie wymienione przez Lama książki. Potem trafiłem na katalog Jakuba Mortkowicza, który ten słynny wydawca i księgarz przygotował na wystawę w Paryżu w 1931 r. Później zadłużony popełnił samobójstwo, o czym zresztą pisze w “Ogrodzie pamięci” Joanna Olczak-Ronikier. W ten sposób ugruntowała się moja pasja. Dziełem przełomowym okazała się jednak książka “55 lat wśród książek”, w której Jan Michalski opisuje antykwariaty na Świętokrzyskiej i ich niezwykły świat. Po tej lekturze nie chciałem już zajmować się czymkolwiek innym.

– Bibliofilstwo uzależnia jak alkohol – twierdzi Łysiak. – Tyle że nałóg to bardziej szlachetny.

W “Empireum” napisał o hiszpańskim mnichu Don Vincente, który z miłości do ksiąg zrzucił habit i otworzył antykwariat. A że żal mu było niektórych ze sprzedanych tomów, składał ich nabywcom wizyty, zabierając ze sobą za każdym razem sztylet. Było to w pierwszej połowie XIX stulecia.

W końcu stanął przed sądem. Podczas procesu zapłakał, ale nie był to wyraz skruchy. Po prostu uświadomił sobie, że dzieło, z powodu którego popełnił morderstwo, istnieje więcej niż w jednym egzemplarzu. Skazanemu na śmierć przysługiwało ostatnie życzenie. Don Vincente podarował swój księgozbiór uniwersytetowi w Barcelonie. “To była moja jedyna miłość” – oznajmił. “Słyszycie tę nutkę erotyzmu? – komentuje w książce autor. – I nie mylicie się – dla bibliofilów klasyczne con amore właśnie to oznacza”.

Z wieloma księgozbiorami wiążą się dramatyczne opowieści. Najcenniejszym eksponatem kolekcji zmarłego w styczniu Tomasza Niewodniczańskiego był 99-stronicowy notes z zapiskami Adama Mickiewicza, poczynionymi podczas podróży na Krym i do Moskwy. Były tam rękopisy 42 utworów: sonetów, elegii, erotyków i tłumaczeń Goethego. W lutym 1993 r., podczas odbywającej się w warszawskim Muzeum Literatury promocji wydanego w formie książkowej notesu wieszcza, skradzione zostało należące do Niewodniczańskiego bmw 750, w którym pozostawił oryginał zeszytu. Bibliofil podejrzewał, że złodziejom chodziło o samochód, i zorientowawszy się, że policja nie zatrzyma sprawców, sam postanowił ich odnaleźć, by negocjować zwrot rękopisu. Udało mu się doprowadzić do tego w kwietniu 1997 r.

[srodtytul]W elitarnym gronie[/srodtytul]

Manuskrypt Dumasa zakupiłem dwa lata temu na aukcji – wyjaśnia Waldemar Łysiak. – W ten sposób zdobyłem też rękopis wiersza Norwida “Poezja”. Manuskrypt wystawił na licytację krakowski antykwariat. Walka była zacięta, ale wygrałem. Dla ścisłości: wygrał człowiek, który mnie reprezentował. Każdy bibliofil ma trzy źródła, dzięki którym może powiększyć swoje zbiory. Przede wszystkim są to aukcje i antykwariaty. Należy też zawierać znajomości z handlarzami, którzy specjalizują się w sztuce i wszelakich cymeliach, ale działają poza oficjalnym obiegiem. Dzięki nim zdobyłem “Treny”.

– Pana Łysiaka regularnie widuję na krajowych aukcjach – powiedziała “Rz” Dorota Sidorowicz, szefowa Działu Starych Druków Ossolineum. – Wiem, że w środowisku cieszy się szacunkiem. Kolekcjonerem podobnej rangi był pan Niewodniczański, który podarował Ossolineum zbiór dawnych map Śląska. Bibliofile przeważnie nie udostępniają swych kolekcji badaczom, zatem ich kulturotwórczej roli nie można porównywać z tą, jaką odgrywają narodowe biblioteki. Natomiast dzięki pasji łowców białych kruków niektóre z wystawionych na sprzedaż księgozbiorów nie ulegają rozproszeniu.

Czy bibliofilstwo jest kosztownym hobby?

– Bywa – odpowiada Czesław Apiecionek. – Jeżeli do kolekcji brakuje unikatowego i od dawna poszukiwanego tytułu, zwłaszcza starodruku, trzeba się przygotować na poważny wydatek. Woluminy w oprawach z kosztownymi kamieniami zawsze należały w Polsce do rzadkości. A część tych nielicznych, na które pozwolili sobie monarchowie czy magnaci, została zrabowana podczas potopu szwedzkiego lub spłonęła podczas drugiej wojny światowej. Ale jeżeli bibliofil – tak jak ja teraz – koncentruje się na drukach ulotnych i rzadkich tomikach poetyckich, nie musi na kolekcję przeznaczać fortuny. Wyżej cenię książeczkę sprzed pięciu lat z ciekawą dedykacją niż księgę z XVIII wieku.

– Na najwyższym, olimpijskim poziomie to hobby nieprawdopodobnie drogie, choć kosztowność podobnie jak uroda to sprawa względna – twierdzi Waldemar Łysiak. – Dość powiedzieć, że w skali roku czy dwóch wydatki idą w miliony złotych. Na takie zakupy pozwala sobie zaledwie kilku kolekcjonerów w Polsce. Natomiast o wiele liczniejsze jest grono bibliofilów, którzy za szczególnie pożądany tom wykładają maksimum kilkadziesiąt tysięcy. Dla tych z Olimpu nie stanowią konkurencji. Pozycje, których poszukują, najznakomitsi kolekcjonerzy od dawna mają już w swoich zbiorach bądź też w ogóle nie uważają ich za atrakcyjne.

Zdaniem Czesława Apiecionka środowisko polskich bibliofilów nie jest liczne.

– Szacuję, że tej pasji oddaje się 250 ludzi, z których większość zna się między sobą – wyjaśnia. – Spośród nich tylko niewielka część dysponuje pokaźnymi funduszami, reszta swe hobby finansuje z przeciętnych pensji. Do wojen o białe kruki dochodzi rzadko i właściwie tylko podczas aukcji. Natomiast znam wiele przykładów podarowania przez bibliofila koledze w prezencie okazyjnie nabytej książki, którą tamten od dawna starał się zdobyć.

Zapytany, czy są jeszcze woluminy, których wciąż poszukuje, Łysiak odpowiada:

– Zawsze będą. Choćbym żył dziesięć razy, nie zdobędę wszystkiego, czego pragnę.

[ramka][srodtytul]Andrzej Osełko, warszawski antykwariat Lamus[/srodtytul]

22 maja w Bibliotece Narodowej zorganizujemy aukcję, podczas której wystawione zostaną dwie akwaforty Canaletta. Cena wywoławcza to 120 i 130 tys. zł. Pośród rękopisów znajdzie się dokument Anny Jagiellonki (10 tys. zł)[/ramka]

W wydanym właśnie zbiorze esejów “Ex libris” znakomita amerykańska publicystka Anne Fadiman wspomina chwilę ślubu. Jak twierdzi, przyrzeczenie sobie wzajemnej miłości, w bogactwie i w biedzie, w zdrowiu i w chorobie byłofraszką.

“Ale dobrze, iż tekst przysięgi małżeńskiej w Book of Common Prayer nie wspominał słowem o połączeniu bibliotek” – dodaje zaraz. – “To by już była o wiele poważniejsza sprawa i całkiem możliwe, że ku konsternacji wszystkich obecnych ceremonia utknęłaby w martwym punkcie”. Pełne humoru eseje Fadiman pokazują, jak książki piszą historię ludzi, jak tworzą ich świat i wpływają na życie. Szczególnym rodzajem moli książkowych są bibliofile. Jak rodzi się ich pasja? Jakie ma znaczenie? Ile są dla niej w stanie poświęcić?

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień
Ekonomia
Złoty wiek dla ambitnych kobiet
Ekonomia
Rekordowy Kongres na przełomowe czasy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Ekonomia
Targi w Kielcach pokazały potęgę sektora rolnego
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne