Podniesienie sprawności turbin i zwiększenie ich niezawodności jest dla producentów elektrowni wiatrowych dużym wyzwaniem. Jedną z największych wad elektrowni wiatrowych pozostaje bowiem ich niska wydajność, oceniana na 20 – 25 proc. Wynika to z uzależnienia pracy elektrowni od siły wiatru.
Dlatego producenci starają się, by turbiny w farmach wiatrowych pracowały nawet przy najsłabszych podmuchach. Obecnie mogą działać przy prędkości wiatru od 3 m/s i przerywają pracę, gdy wiatr przekracza 25 – 30 m/s. Łopaty wiatraków są w stanie zmieniać swój kąt nachylenia w zależności od kierunku, z jakiego wieje wiatr, turbina produkuje energię o stałej mocy, by swoją pracą jak najmniej zakłócać przesył energii na sieci.
– Rozpiętość prędkości wiatru, przy którym pracuje turbina, nie jest jedynym czynnikiem świadczącym o jej jakości. Decyduje też jej awaryjność, efektywność, dostępność – wylicza Adam Derlacz, dyrektor działu energii odnawialnej Siemensa.
Coraz częściej farmy wiatrowe, zwłaszcza te budowane na morzach, zaopatrywane są w turbiny bez przekładni. W porównaniu z tradycyjnymi elektrowniami mają one wydajność większą o ok. 10 proc. Według ekspertów BTM Consult APS udział turbin bezprzekładniowych w rynku energii wiatrowej wzrośnie z obecnych 12 proc. do 20 proc. w 2013 r. – Turbiny bezprzekładniowe mają mniej ruchomych części, co zwiększa ich niezawodność i minimalizuje koszt konserwacji i napraw. Zaletami są płynne załączanie i dobre dostosowanie do istniejącej sieci oraz niski poziom hałasu, co jest bardzo istotne w przypadku ich wykorzystywania – tłumaczy Sylwia Koch-Kopyszko, prezes Green Energy, firmy wprowadzającej na polski rynek turbiny koreańskiego koncernu STX.
Producenci sprzętu ścigają się też w zaoferowaniu elektrowniom wiatrowym turbin o jak największej mocy. Od czasu wprowadzenia w latach 80. pierwszych turbin wielkość generatora wzrosła 100-krotnie – podaje Światowa Rada Energetyki Wiatrowej.