Jak dowiedziała się „Rz”, chodzi o opłatę za usługę regazyfikacji surowca w terminalu, która po jego uruchomieniu mogłaby zostać włączona do taryfy przesyłowej (cennika), jaką stosuje Gaz-System. Nieoficjalnie mówi się o kilku groszach za przesłanie każdego metra sześc. gazu. W tym przypadku koszty gazoportu rozłożyłyby się na firmy, które będą przesyłać gaz polskimi rurociągami. Ale w konsekwencji obciążą one także wszystkich klientów.
To nowa propozycja. Dotąd w tym kontekście mówiło się o opłacie, która miałaby objąć wszystkich, nie tylko PGNiG i jego klientów, ale i firmy sprzedające gaz, gdy pojawią się na polskim rynku.
Sprawa dodatkowej opłaty wzięła się stąd, iż wszystko wskazuje na to, że przynajmniej w pierwszym roku istnienia terminalu – do końca 2015 r. – jedynym korzystającym z niego będzie PGNiG. Na dodatek spółka na razie ma zakontraktowane ok. 1,5 mld m sześc. gazu, a docelowo – ok. 2 mld m, więc moce terminalu będą wykorzystywane w ok. 30 proc.
Dlatego PGNiG i Gaz-System przedstawiły wspólną propozycję wprowadzenia tzw. opłaty dywersyfikacyjnej. Pojawiłaby się ona na rachunku każdego odbiorcy gazu. Pomysł ten utknął jednak między resortami skarbu i gospodarki.
Gazoport w Świnoujściu ma zapewnić dostawy gazu z dowolnego kierunku. Koszty budowy szacuje się na ok. 600 mln euro, a zacznie działać w połowie 2014 r. Odpowiedzialny za inwestycję Gaz-System (wraz ze swoją spółką Polskie LNG) może sfinansować z własnych środków ponad jedną trzecią wydatków. Resztę pieniędzy pożyczy, m.in. emitując obligacje, które obejmą banki.