W greckich portach, z których odchodzą promy na wyspy i na samych wyspach jest podobnie jak na lotniskach. Ale tutaj władzom udało się nie dopuścić do blokady przystani promowych. Związkowcom nie udało się również zająć samych promów, ale ruch i tak był sparaliżowany. Związkowcy z PAME zrzeszającej związanych z partią komunistyczną organizacji zdołali jednak wstrzymać rejsy. Frustracja linii lotniczych, które chciałyby tam polecieć, ale wiedzą, że nie jest to możliwe, bo nie pracują kontrolerzy lotów. Loty z Amsterdamu, Monachium, Frankfurtu, Warszawy opóźnione o kilkadziesiąt minut, bo „łamistrajki” na nadążały. To wszystko można śmiało napisać na pocztówce wysłanej z Grecji na początku turystycznego szczytu. Do adresata dotrze jednak z dużym opóźnieniem. Poczta także strajkuje.
W hotelu Westin zastaję informację od menadżera Gregory de Clerka, który ostrzega przed wyprawami do centrum Aten, gdzie odbywa się większość demonstracji. Zresztą dojechać tam trudno, bo publiczny transport nie działa. — W samym hotelu też nie wszystko działa tak, jak można oczekiwać w naszej sieci — ubolewa szef ateńskiego Westina. Ale wszystko działa bez zarzutu.
Tak greccy związkowcy powitali 29 czerwca szczyt sezonu turystycznego. Ta branża przynosi Grekom 20 proc ich PKB wycenianego na 230 mld euro. Daje również zatrudnienie przynajmniej 800 tysiącom osób, tyle że przynajmniej połowa zatrudnionych w tej branży pracuje na czarno. Wtorkowy strajk sektora publicznego jest już 5. od lutego. Za każdym razem miał być wyrazem protestu przeciwko ostrym oszczędnościom wprowadzonych przez rząd i zatwierdzonym przez Parlament. I za każdym razem na ulice wychodzi mniej ludzi. Bo nawet sami związkowcy zgadzają się, że z jednej strony rząd jest zbyt ostry we wszystkich swoich cięciach, z drugiej strony jednak nie można bez końca strajkować.
Petros Apollonos, taksówkarz, który wiezie mnie z lotniska wścieka się, kiedy mówi o podniesieniu wieku emerytalnego do 65 lat dla kobiet i mężczyzn i zwiększenia obowiązkowo przepracowanych lat z 37 do 40. — Nie można powiedzieć ludziom z dnia na dzień, że mają pracować dłużej. Każdy ma jakieś plany, chce odpocząć — mówi. Na argument, że pracując ma się jednak większe dochody odpowiada: — Ale fajnie jest sobie posiedzieć, pogadać. Tak mija dzień, to dużo nie kosztuje, zresztą od czego jest rodzina? Moja emerytura będzie tylko o 5 procent niższa od zarobków, nie opłaca się pracować — argumentuje. — To dlaczego w takim razie nie strajkuje, tylko wozi turystów z lotniska? - pytam. — Bo na strajki przyjdzie czas w grudniu, w lutym — kiedy nie będzie pracy. Teraz tylko głupki strajkują — dodaje.
W tym samym czasie w Atenach protestowało — jak podała w środę policja — około 10 tysięcy lewicowych związkowców z ADEDY. Dołączyli do nich tym razem również ich koledzy z sektora prywatnego. Mieli nadzieję podejść pod parlament, gdzie właśnie rozpoczęła się debata dotycząca podwyższenia wieku emerytalnego. Złagodzone ma być również prawo pracy.