Miała ona zapobiec dalszemu wzmacnianiu japońskiej waluty, która uderzała w konkurencyjność tamtejszego eksportu, a tym samym stanowiła zagrożenie dla kruchego ożywienia gospodarczego .
Akcje eksporterów, które w ostatnich tygodniach ciągnęły w dół całą tokijską giełdę, w reakcji na działania Tokio wystrzeliły w górę. Papiery Sony zyskały ponad 4 proc., a Toyoty 3,8 proc. Główny indeks Nikkei 225 zyskał w efekcie 2,3 proc.
Jeszcze w poniedziałek rano za dolara można było kupić niespełna 83 jeny. Tak droga japońska waluta nie była już od ponad 15 lat. Tylko od początku maja br. umocniła się wobec amerykańskiej o ponad 17 proc. W stosunku do euro zyskała około 14 proc. Minione cztery miesiące były jednak tylko ostatnią falą aprecjacji jena, która z przerwami trwa od połowy 2007 r., gdy w światowym systemie finansowym zaczęły się pojawiać pierwsze kryzysowe pęknięcia. Od tego czasu waluta ta umocniła się wobec dolara o 49 proc., a wobec euro o ponad 58 proc.
Szczegóły interwencji nie są znane. Analitycy szacują, że japoński bank centralny wpuścił na rynek co najmniej 100 mld jenów (1,1 mld dol). Nie wykluczają, że było to nawet 260 mld jenów. Rząd w Tokio zasygnalizował też, że może kontynuować interwencje.