[srodtytul]Wymagania idą w górę[/srodtytul]
Wysokie koszty zakupu sprzętu, wynikające m.in. z trudności w zdobyciu właściwego surowca, powodują, że jego skompletowanie trwa zazwyczaj kilka lat – wyjaśnia Andrzej Mikiciak. On swojej pasji historycznej nie ogranicza do udziału w rekonstrukcjach. Prowadzi także warsztat rzemieślniczy, w którym wykonuje m.in. repliki broni białej.
Łączenie udziału w rekonstrukcji z rzemiosłem nie jest w Polsce wyjątkiem. – Nie ma firm, które produkują mundury lub wyposażenie dla okresu napoleońskiego. Wyjątek stanowią karabiny czarno-prochowe – wyjaśnia Arkadiusz Czartoryski, dowódcą Dywizji Xięstwa Warszawskiego, a na co dzień poseł z ramienia PiS. Rekonstrukcją zajmuje się od 12 lat. Zaczynał od stopnia szeregowca.
– Mamy w każdym oddziale krawcowe i markietanki, które potrafią fantastycznie szyć mundury. Są koledzy, którzy kują szable i tasaki. Sami robimy wyroby ze skóry, plecaki, ładownice i pasy. Wykonujemy także namioty i sprzęt obozowy. Wszystkie te przedmioty są wiernymi kopiami historycznych pierwowzorów – mówi Czartoryski. Mundur i wyposażenie szeregowca z jego grupy kosztuje ok. 5 tys. zł.
Szlaki w branży rzemieślniczej przeciera także Mateusz Modzelewski. Niemal rok temu zdecydował, że nie chce ograniczać się jedynie do członkostwa w drużynie wojów ze wczesnego średniowiecza, ale zajmie się również kowalstwem i płatnerstwem. Jego specjalnością są hełmy. Najprostsze kosztują u niego 200 – 300 zł.
– W środowisku działa poczta pantoflowa. Jeżeli ktoś jest zadowolony, to rekomenduje firmę kolegom – wyjaśnia Modzelewski.
Rzemieślnicy, którzy odnaleźli miejsce na rynku, nie narzekają na brak zamówień. Na produkty u najlepszych czeka się zazwyczaj wiele miesięcy.
– Rośnie nie tylko liczba osób angażujących się w Polsce w rekonstrukcje, ale także wymagania co do wiarygodności wyposażenia. Jeszcze pięć, sześć lat temu liczyła się głównie cena i wystarczyło, że zbroja przypominała tę z epoki. Teraz coraz częściej ważne stają się każdy detal i jakość – mówi Jacek Matera ze Zblewa na Pomorzu.
Ukończył Wydział Mechaniczny Politechniki Gdańskiej ze specjalizacją w spawalnictwie. Wybrał jednak pracę w kuźni, gdzie od ośmiu lat wykonuje głównie zbroje ochronne. Pierwsze egzemplarze zrobił dla kolegów ze studiów, którzy brali udział w rekonstrukcjach.
O podnoszeniu poprzeczki mówią także uczestnicy imprez z okresu drugiej wojny światowej.
– Kilka lat temu było bardzo mało sprzętu. Nie było także tak rozwiniętego rynku przedmiotów potrzebnych do inscenizacji. Obecnie ruch jest znacznie bardziej profesjonalny – wyjaśnia jeden z rekonstruktorów, którzy realizują swoją pasję od 2005 r.
Dzięki naszym miłośnikom historii zarabiają także zachodnie firmy i sklepy, działające na rynku rekonstrukcyjnym znacznie dłużej niż polskie.
– W tym roku widzimy znaczący wzrost zamówień z Polski. Kraj ten staje się dla nas stopniowo jednym z ważnych rynków – mówi Marije z belgijskiego sklepu internetowego McFarthingbowl’s.
Najchętniej Polacy kupują tam akcesoria do mundurów i wyposażenia z okresu napoleońskiego. I tak np. za parę srebrnych epoletów, czyli naramienników, trzeba zapłacić Belgom 125 euro (ponad 500 zł). W McFarthingbowl’s zaopatrują się także rekonstrukorzy z grup odtwarzających wojsko niemieckie z drugiej wojny światowej.
Na naszym rynku mocną pozycję mają także Chińczycy, którzy wystawiają swoje produkty na eBayu.
Wiesław Barski, w którego rodzinie tradycje szewskie sięgają lat 30. XX wieku, obawia się, że za kilka lat chińskie buty wyprą krajowe produkty:
– Na razie ostatni uczeń zgłosił się do mnie pięć lat temu. Jeżeli będzie tak dalej, to zawód szewca w Polsce wyginie – mówi rzemieślnik.
[ramka]
[b]Przykładowe ceny elementów wyposażenia rekonstruktorów bitew[/b]
? 500 złkosztują srebrne naramienniki żołnierza z okresu napoleońskiego
? 700 złtrzeba zapłacić za replikę rogatywki żołnierza polskiego sprzed 1939 r.
? 1,2 – 1,5 tys. złkosztują robione na zamówienie oficerki
? 4 tys. złtrzeba zapłacić za armatę z XVII w.[/ramka]