Raporty Banku Światowego i Instytutu Kwiatkowskiego, jakie ukazały się ostatnio, dowodzą tego, czego eksperci obawiali się od dawna. Polska gospodarka najboleśniej w całej Unii odczuje skutki polityki ochrony klimatu; jej efektem jest nałożenie na emitentów od 2013 r. obowiązku zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla.
Wydatki, jakie w związku z tym będą musiały ponieść polskie elektrownie – w powiązaniu z koniecznością wysokich nakładów na inwestycje – spowodują, że energia elektryczna znacząco zdrożeje. A droga elektryczność oznacza wzrost kosztów produkcji i podnosi wydatki gospodarstw domowych. Poza tym obowiązkiem zakupu pozwoleń na emisje obciążony będzie także przemysł energochłonny, co obniży jego konkurencyjność.
Raporty nie kłamią
Główny powód do niepokoju to rosnące ceny energii, wysokie koszty produkcji, a zatem groźba zamykania zakładów energochłonnych i przenoszenia produkcji z Polski do innych krajów, gdzie nie ma restrykcyjnej polityki klimatycznej. Na zjawisko to – wiążące się ze spadkiem zatrudnienia – wskazuje zarówno Bank Światowy, jak i Instytut Kwiatkowskiego. Raport banku stwierdza, że nasz PKB będzie zmniejszał się co roku o 1 proc. – od 2013 r. aż do 2030 r. (w 2020 r. o 2,2 proc.). Instytut Kwiatkowskiego sugeruje natomiast, że spadek może wynosić 2,2 proc.
Krzysztof Żmijewski, profesor Politechniki Warszawskiej, uważa, że Bank Światowy i tak łagodzi efekty polityki klimatycznej w Polsce. Jego zdaniem skutkiem wyprowadzenia części produkcji przemysłowej z naszego kraju będzie wzrost bezrobocia nie tylko w przemyśle, zatrudniającym 9,5 proc. polskich pracowników. Każde miejsce pracy w przemyśle generuje zatrudnienie w obsłudze, transporcie, handlu, usługach. Istnieje zatem groźba efektu domina, zwłaszcza w tych miejscowościach, gdzie działa jeden duży zakład przemysłowy utrzymujący znaczną część mieszkańców.
Nadzieja energetyków
Jeszcze dwa lata temu wydawało się, że Polska może łagodnie przejść przez pakiet klimatyczny, bo rząd wywalczył w Brukseli derogacje. Komisja Europejska zgodziła się, by polska energetyka nie musiała już w 2013 r. kupować wszystkich uprawnień do emisji na otwartych aukcjach. Na początku 70 proc. z nich może dostać za darmo. W kolejnych latach liczba bezpłatnych pozwoleń ma maleć, aż do 2020 r.; wtedy wszystkie trzeba będzie kupić.