System 10/90 polega na wpłacie 10 proc. wartości nieruchomości w dniu podpisania umowy przedwstępnej, pozostałe 90 proc. klient płaci deweloperowi przed odebraniem kluczy do lokalu. Takie rozwiązanie było bardzo popularne w czasie boomu na rynku nieruchomości, zwłaszcza w latach 2006-2007. Wraz z bessą odeszło do lamusa, choć część spółek deweloperskich, zwłaszcza tych największych nadal ma takie oferty. Zdaniem Pawła Grząbki, prezesa firmy doradczej CEE Property Group, ten tryb zakupów można z powodzeniem wykorzystać do spekulacyjnego zarabiania na nieruchomościach.
- Przy podpisywaniu umowy przedwstępnej z deweloperem wpłacamy mu 10 proc. wartości mieszkania, a tuż przed zakończeniem inwestycji i dopłatą brakującej kwoty dokonujemy cesji, czyli przenosimy prawo do lokalu na inną osobę. Zarobimy jednak pod jednym warunkiem - ceny mieszkań w tej inwestycji muszą wzrosnąć - mówi Paweł Grząbka.
Popularne lokale
Na przykład, decydując się na zakup mieszkania na rynku pierwotnym od dewelopera stosującego system 10/90 (czy też jego inne mutacje - 20/80 lub 30/70, działające na tych samych zasadach) o wartości 300 tys. zł, wpłacamy na jego konto jedynie 30 tys. zł. Jeśli przed podpisaniem umowy taki lokal podrożeje o 10 proc. a my dokonamy cesji w ciągu kilkunastu miesięcy podwoimy wyłożony na początku kapitał. - A kupując choćby obligacje czy jednostki w niezłym funduszu inwestycyjnym możemy zarobić co najwyżej kilkanaście proc. w skali roku. Oczywiście w naszym przypadku trzeba odliczyć od potencjalnego zysku koszty umowy notarialnej oraz podatku dochodowego od przychodu z cesji - zauważa Paweł Grząbka.
Warunkiem powodzenia całej transakcji jest wzrost ceny nieruchomości od pierwszej wpłaty do momentu odbioru kluczy. - Jeśli tak się nie stanie, to albo dokonamy cesji po cenie początkowej byleby wyjść z inwestycji, niestety bez żadnego zysku, a nawet ze stratą, bo zainwestowane 30 tys. nie procentowało, albo, co gorsze, gdy ceny na rynku spadną, a chcemy odzyskać kapitał będziemy zmuszeni dokonać cesji z niższą ceną, ponosząc straty. Możemy też, broniąc się przed stratami, kupić je, dopłacając deweloperowi brakujące 90 proc. ceny mieszkania i sprzedać je dopiero wtedy, gdy rynek odzyska wigor - opowiada Grząbka.
Z jednej wiec strony, w obecnej sytuacji rynkowej, jest to nieco ryzykowne rozwiązanie - Inwestor musi trafić w dobry projekt, bo generalnie ceny nowych mieszkań w Polsce raczej spadają niż rosną - zauważa Tomasz Błeszyński, pośrednik, doradca na rynku nieruchomości