Tak uważa Maciej Hebda, analityk z biura maklerskiego Espirito Santo. Na niekorzyść energetyki przemawiają obecnie spadki cen prądu w obrocie hurtowym. Na głównym rynku Towarowej Giełdy Energii średnia cena wyniosła wczoraj 178 zł za megawatogodzinę. Dla porównania w lipcu średnia stawka wyniosła 190,78 zł/MWh, czyli o 18,60 zł mniej niż w czerwcu. W II kwartale 2011 r. średnia cena energii na TGE z dostawą w dniu następnym wynosiła 211 zł.

– Ceny spotowe energii elektrycznej nie zależą bezpośrednio od nastrojów na rynku finansowym. Wpływają na nie głównie czynniki sezonowe (bilans popytu i podaży) czy to, jak PSE Operator dysponuje mocami w systemie – mówi Maciej Hebda. Tego lata nie mieliśmy upałów, które w ostatnich latach windowały popyt na prąd i dawały okazję do zarobku.

– Natomiast to, co obecnie dzieje się w sferze makro, będzie dyskontowane w cenach energii w dłuższym okresie. Obawiam się, że to rodzaj samospełniającej się przepowiedni: indeksy giełdowe spadają, więc konsumenci mogą zacząć zaciskać pasa, przemysł ograniczać produkcję i w rezultacie może spaść zapotrzebowanie na prąd – podsumowuje.

Analityk przypomina jednak, że wyniki energetyki za 2009 r. nie były wcale dużo gorsze niż rok wcześniej. Największe giełdowe firmy energetyczne ciężko zniosły rynkową przecenę w ostatnich dniach. Dopiero wczoraj wyceny firm z sektora zaczęły się odbijać od historycznych minimów.

Walory największego w kraju producenta prądu – Polskiej Grupy Energetycznej – podrożały o 8,4 proc., do 19,25 zł, odbijając się od zanotowanej w środę najniższej ceny od debiutu – 17,75 zł. Kurs mniejszego od PGE Tauronu na koniec sesji wyniósł 5,29 zł. Dzień wcześniej – gdy spółka przeżywała swoje najgorsze chwile na GPW, za jej jeden papier płacono 4,97 zł. Dla porównania – jeszcze 1 sierpnia rynek wycenił walory producenta prądu na 6,41 zł.