– Wykształcenie techniczne plus podyplomowe studia menedżerskie daje chyba najlepsze kompetencje kandydatom na top stanowiska. Pod warunkiem że się sprawdzają w działaniu i stale uzupełniają wykształcenie – podkreśla prof. Andrzej Koźmiński, twórca i prezydent jednej z najbardziej znanych prywatnych uczelni Akademii Leona Koźmińskiego. – Najbardziej niebezpieczna dla menedżera jest stagnacja – dodaje.
Jak wynika z naszych danych, spora część szefów unika tej stagnacji. Prawie co piąty ma ukończone co najmniej dwa kierunki studiów, a niektórzy studiowali na kilku uczelniach. Dotyczy to często inżynierów, którzy zdobywają umiejętności zarządzania biznesem nie tylko w praktyce, ale też na studiach menedżerskich albo specjalistycznych kursach. Tych nasze zestawienie nie uwzględnia, choć niektóre z kursów dla doświadczonych menedżerów ceną i prestiżem dorównują najlepszym programom MBA.
Jak wynika z naszej analizy, same studia MBA ma niewielu, bo tylko sześciu na stu prezesów dużych firm. Może być to związane z wieloletnim doświadczeniem wielu szefów, których średnia wieku wynosi 52 lata.
– Studia MBA powinno się robić do 35. roku życia. Potem dla menedżerów z długą praktyką nie ma to większego sensu – ocenia Zbigniew Płaza z firmy Neumann International specjalizującej się w Executive Search.
Na uzupełnienie edukacji na kolejnych studiach np. MBA decydują się przede wszystkim menedżerowie, którzy w swej karierze dokonali radykalnego zwrotu; wśród obecnych szefów dużych firm nie brak absolwentów studiów humanistycznych, medycznych, a nawet akademii wychowania fizycznego. Dyplom AWF ma np. Marek Balawejder, prezes Orlen Gaz, który potem skończył studia podyplomowe z zarządzania i marketingu w ALK oraz studia MBA w SGH.