Co prawda wszystko wskazuje na to, że w 2012 roku wyparują – jak mawia teraz młodzież – pierdyliony euro poupychane w nadmuchanych do granic absurdu bilansach unijnych banków, ale z tym Europa sobie poradzi. Choć jedne kraje ucierpią znacznie bardziej niż inne, bo pozwoliły bankom urosnąć do gigantycznych rozmiarów.
Aktywa sektora bankowego w Unii Europejskiej przekraczają unijne PKB ponaddwukrotnie. Ponadczterokrotnie w Wielkiej Brytanii i Szwecji, ale to są kraje spoza strefy euro, mają własne banki centralne i niezależną politykę pieniężną, więc jakoś się wybronią.
Ale w strefie euro Holandia, Hiszpania, Niemcy i Francja mają sektory bankowe, które swoimi rozmiarami ponadtrzykrotnie przekraczają PKB tych krajów. O ile Niemcy są w stanie zmobilizować wystarczające środki finansowe w celu stabilizacji sektora bankowego w tych krajach, o tyle po upadku Rzymu Francja i Hiszpania mogą mieć z tym poważne problemy, co zresztą zostało już zauważone przez rynki i przez agencje ratingowe.
W 2012 roku Włochy prawdopodobnie ogłoszą bankructwo i dojdzie do implozji sektora finansowego w Hiszpanii i we Francji. Ponieważ Niemcy będą zajęci wspieraniem własnego sektora bankowego, a rządy Francji (która straci rating AAA) i Hiszpanii nie będą w stanie zebrać wystarczających środków na dokapitalizowanie i nacjonalizację banków, pomocy będzie musiał udzielić Europejski Bank Centralny.
I oczywiście udzieli tej pomocy, ale pod pewnymi warunkami. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy, czyli do geopolitycznych konsekwencji obecnego kryzysu finansowego.