Waszyngton nie może zadłużać się od maja br. Amerykański dług publiczny osiągnął wówczas ustawowy limit, ustalony na 16,7 bln dol. Od tego czasu rząd zachowuje płynność dzięki sztuczkom księgowym, takim jak odraczanie wpłat do funduszy emerytalnych pracowników sektora publicznego oraz do funduszu, w którym gromadzone są pieniądze na ewentualne stabilizowanie kursu dolara.

W poniedziałek w liście do kongresmenów, który do mediów dotarł z kilkudniowym opóźnieniem, amerykański sekretarz skarbu Jacob Lew ostrzegł, że te nadzwyczajne środki pozwalające USA utrzymać wypłacalność, zostaną wyczerpane w połowie października. Wówczas rząd będzie mógł polegać wyłącznie na bieżących wpływach do budżetu. Dotąd ekonomiści zakładali, że Waszyngton będzie w stanie utrzymać płynność do listopada, co dawało politykom nieco więcej czasu na ustalenie warunków, na jakich podwyższą limit zadłużenia.

Ostatnio limit ten został podniesiony w sierpniu 2011 r.,  z 14,3 do 16,4 bln USD. Na początku br. jego obowiązywanie zostało czasowo zawieszone. Ponownie stał się wiążący pod koniec maja, ale na poziomie podwyższonym o sumę, na jaką Waszyngton zdołał się w ciągu tych kilku miesięcy zadłużyć (300 mld dol.).

Dwa lata temu negocjacje w Kongresie w sprawie podwyższenia limitu zadłużenia przeciągały się do ostatniej chwili. W efekcie agencja Standard & Poor's odebrała USA najwyższą ocenę wiarygodności kredytowej, a obawy, że Waszyngton będzie musiał ogłosić niewypłacalność, doprowadziły do zawirowań na rynkach finansowych.

Lew wezwał kongresmenów, aby nie dopuścili do powtórki tamtych wydarzeń. Ale to będzie trudne, bo podziały w Kongresie są takie same jak w 2011 r. Republikanie w zamian za zgodę na podwyższenie limitu długu domagają się głębszych cięć wydatków publicznych, zaś demokraci są im przeciwni i opowiadają się raczej za podwyżkami podatków.