Sprawdzili to dziennikarze „Washington Post" na jednej ze stacji waszyngtońskiego metra. Postawili tam światowej sławy wirtuoza, który na skrzypcach wartych 4 mln dolarów grał przechodniom najpiękniejsze melodie świata. Przez 40 minut tego występu koło sławnego muzyka przeszło ponad tysiąc osób, z których sześć przystanęło, aby go posłuchać, a 20 rzuciło mu monety – razem 32 dolary. Oznacza to, że samodzielnie i bez podpowiedzi nie zawsze potrafimy dostrzec i docenić to, co jest tego warte. Czy wciąż należy wierzyć, że dobre sprzeda się samo?
To pytanie zadaje Jacek Kotarbiński, autor wydanej przez Helion książki „Sztuka rynkologii". Jego odpowiedź jest oczywiście negatywna, ale nie znaczy to, że publikacja pokazuje zalety marketingu. Wprost przeciwnie. Autor o współczesnych specach tej sztuki sprzedawania wyraża się źle. Dlatego że słowo „marketing" nabrało pejoratywnego znaczenia. Nie lubimy, gdy jesteśmy manipulowani, nagabywani, gdy nam się coś wciska i przekonuje, jaki dobry robimy interes. „Tak naprawdę to nie marketing oszukuje ludzi, ale ludzie oszukują innych, używając narzędzi marketingu" – pisze autor. I podkreśla, jak ważne są etyczne aspekty tej sztuki, do których musimy powrócić. Jako konsumenci nie jesteśmy już biernymi odbiorcami przekazu marketingowego. Internet daje nam siłę tworzenia i obalania marek. Firma musi nas słuchać i rozumieć nasze potrzeby. To oznacza, że w praktyce trzeba wyjść poza czysto instrumentalną formę marketingu i rozszerzyć jego rozumienie. Taką możliwość daje rynkologia – nowe pojęcie, które oznacza nie manipulację, ale sztukę kreowania wartościowych rynków i zarządzania nimi. „Jeśli wiesz, że oferujesz wartość, i chcesz stworzyć dla niej rynek, czyli zdobyć potrzebujących jej klientów, ulepszać ją dzięki dwustronnej komunikacji, to dobrze rozumiesz, jak będzie się zmieniał marketing XXI wieku" – pisze autor.