Każdy obywatel Unii Europejskiej, a więc także 38,4 mln Polaków, ma od dziś pełne prawo rozporządzać informacjami o sobie. Mało tego. Przedsiębiorcy, inaczej niż dotychczas, gdy gromadzili o klientach wszystko, co się dało, by zarobić na nich jeszcze więcej, mają ograniczać swoją pazerność. Mogą gromadzić tylko dane niezbędne do obsługi klienta.
– Nowe unijne przepisy o ochronie danych osobowych, tzw. RODO, dają obywatelowi do ręki wędkę, ale jest ona bardzo trudna w obsłudze – tłumaczy dr Paweł Litwiński, adwokat w kancelarii Barta Litwiński. – Sprzeciw wobec przetwarzania danych osobowych pozwala powstrzymać np. telefony z ofertami zawarcia nowej umowy. Z kolei prawo do bycia zapomnianym oznacza obowiązek wykasowania wszystkich zebranych informacji.
– Unijne i krajowe przepisy wymagają od przedsiębiorców ochrony danych osobowych już od ponad 20 lat. Nowością od 25 maja 2018 r. są naprawdę wysokie kary finansowe za najcięższe naruszenia tych przepisów. Podziałały na masową wyobraźnię i pozwalają liczyć na wreszcie realne wdrożenie tych regulacji –mówi „Rzeczpospolitej" Mirosław Sanek, zastępca głównego inspektora ochrony danych osobowych. – Zapewniam, że tam, gdzie przedsiębiorcy nie wywiążą się z obowiązków w sposób rażąco niedbały, te proporcjonalnie mierzone kary będą nakładane.
Przedsiębiorcy mogą mieć problem, bo nasz rząd (podobnie jak w większości pozostałych państw UE) nie zdążył z dostosowaniem krajowych przepisów, które prawdopodobnie wejdą w życie po wakacjach i zmodyfikują część obowiązków wynikających z RODO.
– Miały złagodzić część obowiązków wynikających z unijnych regulacji i optymiści, którzy wierzyli, że wejdą na czas, mocno się przeliczyli – zauważa dr Arwid Mednis z kancelarii PWC Legal. – Co z tego, że za kilka miesięcy będzie łatwiej, skoro już dziś trzeba stosować ostrzejsze regulacje unijne.