Słowacy są dumni z tego, że są już w strefie euro. Mają zresztą wymierne powody do radości. [wyimek]3,5 proc. PKB według słowackiego urzędu statystycznego skurczy się w tym roku gospodarka Słowacji[/wyimek]
Tańsze kredyty dostępne są zarówno dla firm – rocznie za pożyczane od banków pieniądze płacą one 3,8 proc. odsetek, a nasze aż 6,2 proc. – jak i dla zwykłych konsumentów. W ich przypadku sytuacja z odsetkami jest podobna.
Mniej za pożyczany na rynku międzynarodowym pieniądz płaci też rząd, bo unijna waluta podnosi jego wiarygodność. Skoro zaś państwo oszczędza, mniej obciążony jest także słowacki podatnik.
W tym kontekście koszty, jakie poniosły tamtejszy bank centralny (NBS) i rząd na wprowadzenie kraju do unii walutowej, wydają się niewielkie. – Szacujemy, że wspólnie z NBS wydaliśmy na kampanię informacyjną 6,5 mln euro, co w przeliczeniu na jednego mieszkańca daje zaledwie 1,5 euro – wylicza Igor Barat, pełnomocnik słowackiego rządu ds. przyjęcia euro. 60 proc. tej kwoty pokrył rząd, resztę NBS. W opinii Barata jednak były to dobrze wydane pieniądze, bo o ile jeszcze w maju 2006 r. prawie połowa społeczeństwa nie miała pojęcia o euro, o tyle w grudniu ubiegłego roku, na dwa tygodnie przed wejściem do unii walutowej, 90 proc. Słowaków deklarowało, że na temat euro wie już wszystko.
Kampania informacyjna przeprowadzona przez NBS i rząd obejmowała wszelkie dostępne środki – wykorzystano media, zewnętrzną reklamę, rozsyłano listy, broszury, kalkulatory, które umożliwiały przeliczanie koron na euro. Uruchomiono specjalną stronę internetową i infolinię. Odbyło się też wiele krajowych i międzynarodowych seminariów i konferencji.