Im więcej długu w walutach obcych, tym bardziej kosztowne jest osłabienie naszej waluty. Z szacunków Ministerstwa Finansów wynika, że osłabienie złotego o 10 proc. wobec wszystkich walut w 2018 r. (przy zadłużeniu zagranicznym poniżej 30 proc.) kosztowałoby nas ok. 860 mln zł, a cztery lata wcześniej – przy zadłużeniu na poziomie ponad 34 proc. – ok. 1 mld zł.
Rafał Benecki dodaje, że mniej długu w walutach obcych wpłynie także pozytywnie na naszą tzw. międzynarodową pozycję inwestycyjną. Na razie na tle innych krajów UE jest ona dosyć słaba, ze względu na wysokie zadłużenie zagraniczne całej gospodarki, w tym sektora publicznego, sektora przedsiębiorstwa, finansowego i gospodarstw domowych. – Tak liczone zadłużenie jest bardzo wysokie, co jest często wymieniane przez agencje ratingowe jako czynnik blokujący możliwość podwyżki polskiego ratingu – podkreśla Benecki.
Spadek udziału długu Skarbu Państwa w walutach obcych jest jednym z głównych celów rządu zapisanych w strategii zarządzania długiem. Zgodnie z nią udział ten w 2019 r. ma się zmniejszyć do 26,8 proc., a w 2022 – do 23,7 proc. – Taka ścieżka wydaje się rozsądna – komentuje Soroczyński. – Nie ma sensu schodzić z zagranicznym zadłużeniem zbyt gwałtownie i za wszelką cenę. Nie widzę też argumentów, by ograniczać je do zera, choć trudno określić, jaki poziom byłby optymalny – dodaje.
Inną ścieżką podążają Węgrzy, którzy postawili na skokowe odejście od finansowania zagranicznego, stosując w tym celu niestandardowe instrumenty polityki pieniężnej, co jest niestety dla nich czasami dosyć kosztowne.
Sama wartość polskiego długu w walutach obcych na koniec listopada 2018 r. wynosiła 282 mld zł. Najwięcej mamy obligacji w euro (ok. 78 proc. długu zagranicznego), ale sporo jest także w dolarach. Niewielka część jest denominowana we frankach szwajcarskich, jenach oraz juanach.
Oprócz papierów w walutach obcych w rękach inwestorów zagranicznych znajdują się także obligacje złotowe. Na koniec listopada było to 192,2 mld zł, czyli 20,1 proc. całego zadłużenia SP. Tu także widać spadek w porównaniu z końcem 2017 r. (wówczas było to 21,8 proc.), choć w tym zakresie resort finansów ma znacznie mniejsze możliwości oddziaływania. – Inwestorzy zagraniczni kupują obligacje złotowe na wolnym rynku, a wpływ na ich decyzje ma sytuacja w danym kraju, a także na rynkach międzynarodowych – mówi Arkadiusz Urbański, ekonomista Banku Pekao. – W ostatnim roku ich zaangażowanie spadło o ok. 10 mld zł. Nie można jednak mówić o jakiejś panicznej ucieczce, która odbiłaby się niekorzystnie na rynku walut – podkreśla.