Gwałtowna obniżka cen ropy tylko minimalnie przełożyła się na spadek cen biletów lotniczych. Przewoźnicy liżą bowiem rany po fatalnym dla nich lecie. Niektórzy bankrutują. Inni, aby przetrwać, drastycznie tną ofertę.
Coraz częściej opłaca się poczekać z kupnem biletu do ostatniego momentu. Linie lotnicze bowiem za wszelką cenę chcą uniknąć przewożenia powietrza. Warto także uważnie śledzić oferty w Internecie, bo pojawiają się tam często wyjątkowe okazje, jak na przykład przelot Lotem do Nowego Jorku za 1800 zł, z wszelkimi opłatami.
Chociaż ropa naftowa staniała o połowę w porównaniu z rekordowym notowaniem z 11 lipca – na poziomie 147,11 dol. za baryłkę – to przewoźnicy bardzo ostrożnie obniżają opłaty paliwowe. A już żaden z nich nie mówi o rezygnacji z opłat za bagaż, napoje czy posiłki podawane na pokładzie. Nie mówiąc już o takich symbolicznych wpływach, jak te z kilkudolarowych opłat za poduszki, koce czy prasę.
Dodatkowo rządy, które rzuciły na rynki biliony dolarów dla ratowania sektora finansowego, zaczynają szukać sposobów na ich odzyskanie. Podatek lotniczy (istniejący obok VAT czy opłat lotniskowych) w Wielkiej Brytanii przyniesie w tym roku 3,2 mld euro wpływu, a rząd w Londynie zamierza zwiększyć ten haracz w 2010 r. do 4,5 mld euro. Francuzi mają już podatek solidarnościowy (kilkadziesiąt euro od osoby na walkę z ubóstwem w Afryce), Irlandczycy wprowadzają opłaty, które mają przynieść 150 mln euro wpływów, Holendrzy – 312 mln, a Belgowie – 132 mln.
– To zbiorowe szaleństwo – złości się dyrektor generalny Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) Giovanni Bisignani. – Rządy postanowiły ratować banki pieniędzmi z lotnictwa. To ekonomiczna ślepota w najgorszym wydaniu – dodaje. Jego zdaniem moment wybrany na wprowadzenie tych podatków nie mógł być gorszy, bo dopłaty utrudnią mobilność siły roboczej, tak niezbędnej podczas kryzysu. Bisignani przypomina, że dzisiejsze ceny paliwa, nawet już po ostatnich obniżkach, są i tak o 300 proc. wyższe niż jeszcze kilka lat temu.