Stalowi dystrybutorzy zakładają, że kryzys ich dosięgnie, ale odbierają też ostatnie, mniej pesymistyczne sygnały rynku.
– Gospodarki nie da się gwałtownie zatrzymać. Inwestycje infrastrukturalne są w toku, wykonawcy oczekują dostaw materiałów – tłumaczy nieoczekiwane stabilizowanie się cen na stalowym rynku Andrzej Ciepiela, dyrektor Polskiej Unii Dystrybutorów Stali.
Jeszcze w końcu września ceny, zwłaszcza stali budowlanej gwałtownie zniżkowały. Korekta w przypadku prętów zbrojeniowych i profili sięgała nawet kilkudziesięciu procent. Zapowiedź kryzysu i niekorzystne prognozy gospodarcze skłoniły dystrybutorów do nerwowego wyprzedawania zapasów. – Nikt nie chciał wchodzić w zapowiadane spowolnienie gospodarcze z pełnymi składami drogiego surowca – mówi Robert Wojdyna, prezes Konsorcjum Stali, spółki należącej do czołówki w branży.
Przemysław Sztuczkowski, prezes Złomreksu (ponad 1,4 mld zł przychodów z dystrybucji w kraju i za granicą w pierwszym półroczu), nadal rozważa dwa alternatywne scenariusze działania firmy w najbliższym czasie. Czarny wariant to ograniczenie produkcji w hutach i walcowniach należących do grupy. – Na pewno nie będziemy produkować po to, by odkładać towar w magazynach – mówi szef Złomreksu. Potentat hutniczy ArcelorMittal już ogranicza o kilkanaście procent produkcję, w zamian przyspiesza remonty w hutach. Kilkanaście wielkich pieców wyłączono już na Ukrainie i Rosji.
– Mam wrażenie, że uczestniczę w seansie samosprawdzającej się przepowiedni. Z bieżących raportów Złomreksu wcale nie wyziera widmo kryzysu – mówi prezes Sztuczkowski. Jednak firma przygotowała się do gorszych czasów: zainwestowała w rozwój niszowych produktów na przykład stali łożyskowej czy pancernej w Stalowej Woli.