Niepewna jest wciąż sytuacja w budownictwie, które zużywa najwięcej hutniczych wyrobów. Dlatego lepiej ostrożnie planować dostawy stali po ok. 400 euro za tonę i mieć pod ręką kryzysowy scenariusz. – Konia z rzędem temu, kto przewidzi sytuację na budowach w nowym sezonie. Czy rynku nie sparaliżuje na przykład brak kredytów – mówi Wojciech Rybka, prezes Drozapolu Profil, jednego z czołowych dostawców wyrobów hutniczych w Polsce.
Zdaniem firmy badawczej PMR wyhamowanie dostaw na rynku stali dla budownictwa będzie w tym roku wyraźne. Ostatnie lata były dla stali wyjątkowo dobre – z kilkunastoprocentowym wzrostem. To się nie powtórzy, bo wyniki w sektorze ciągnie w dół załamanie na rynku motoryzacyjnym.
Przeciwko nadużywaniu kryzysowego straszaka protestuje Andrzej Ciepiela, dyrektor Polskiej Unii Dystrybutorów Stali. Jego zdaniem symptomów załamania nie widać, co najwyższej wróżyć można korektę wiodącą do stabilizacji. – Musimy pamiętać, że 2008 r., nawet mimo mniej sprzyjającej końcówki, dla większości firm dystrybucyjnych był najlepszy w historii. Firmy odłożyły trochę tłuszczyku i będą miały teraz okazję go spalić – mówi.
Stalprodukt Bochnia, który w 2008 r. zbierał wyróżnienia za wyniki i styl zarządzania (także od „Rz”), mimo raczej pesymistycznych prognoz kończy rozpoczęte inwestycje i trzyma się konsekwentnie strategii uszlachetniania wyrobów stalowych, tak by w coraz większym stopniu zarabiać na przetwarzaniu surowca. Dzięki rozbudowie wytwórni blach transformatorowych będzie mógł w tym roku zwiększyć ich podaż z 60 do 100 tys. ton.
– To prawda, że w trudniejszych czasach angażujemy w inwestycje przede wszystkim własne pieniądze z nadwyżki, a ostrożniej sięgamy po kredyty, ale w żadnym razie nie rezygnujemy z rozwoju – mówi Piotr Janeczek, prezes Stalproduktu. Firma nadal zatrudnia nowych fachowców i nie zmniejsza nakładów na badania itp. Prezes nie ujawnia portfela zamówień, ale już zabiega o zdobycie rynków dla zwiększonej produkcji.