W ostatnim dniu kwietnia „Rz” pisała o kłopotach Emfeszu w wywiązaniu się z dostaw rosyjskiego gazu na Węgry. Spółka miała w tym rynku udział na poziomie ok. 20 – 25 proc. (wg różnych źródeł).
Do wybuchu rosyjsko-ukraińskiego konfliktu gazowego w styczniu Emfesz kupował surowiec za pośrednictwem RosUkrEnergo (RUE), spółki należącej w połowie do Gazpromu, w 45 proc. do Firtasza, a w 5 proc. do jego partnera Iwana Fursina. Umowa została zawarta do 2015 r. na dostawę 3 mld m sześc. gazu rocznie.
Po zakończeniu konfliktu RUE nie mogła dalej realizować umów ze swoimi odbiorcami, czego skutkiem było np. zaprzestanie dostaw do Polski. Ale na Węgry Emfesz, w cudowny sposób, gaz dostarczał. Andrzej Szczęśniak, ekspert rosyjskiego rynku paliwowego, zwracał wtedy uwagę na łamach „Rz”, że prawdopodobnie Emfesz wciąż korzystał z zasobów RUE zgromadzonych w przejętych przez Naftogaz zbiornikach. W lutym Gazprom zwracał na to uwagę władzom węgierskim.
Od kilku miesięcy szefowie Gazpromu próbowali też porozumieć się z Firtaszem w sprawie rozwiązania długoterminowych kontraktów na dostawy gazu podpisanych z RUE. Pozwoliłoby to znieść wynikające z nich zobowiązania rosyjskiego koncernu. Odcięcie Emfeszu od gazu, świadczyło o fiasku rozmów.
Mimo zapowiedzi, że Emfesz będzie dostarczał gaz na Węgry, bo kupi go od spółki szwajcarskiej RosGas, dostawy nie zostały wznowione. W czwartek „Wiedomosti” napisały, że Emfesz został pod koniec kwietnia sprzedany RosGas-owi za... jednego dolara. Transakcję miał przeprowadzić generalny dyrektor kompanii Istvan Gocci, posiadający wydane przed kilkunastu laty pełnomocnictwa. Według gazety umowa kupna sprzedaży zawarta została między RosGas, a poprzednim właścicielem Emfesz – zarejestrowaną na Cyprze firmą Mobifi Holding, w imieniu której działał Gocci. RosGas ma dostać cały tegoroczny zysk Emfeszu, a wszelkie spory ma rozstrzygać sąd arbitrażowy w... Moskwie.