Spółka Famed Nowe Technologie, w której 51 proc. udziałów mają pracownicy łódzkiej Fabryki Aparatury Elektromedycznej, stała się wczoraj właścicielem 91 proc. akcji tej firmy.
To pierwsza z zaledwie siedmiu spółek pracowniczych, zglaszających w tym roku zainteresowanie udziałem w prywatyzacji, której udało się podpisać umowę ze Skarbem Państwa. Na finiszu rozmów jest też spółka Zremb Akcjonariat Pracowniczy, której skarbu wydłużył do 27 sierpnia wyłączność negocjacyjną na zakup Strzegomskich Zakładów Mechanicznych Zremb. Pozostałe zapytania lub zabiegi dotyczyły Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Przemysłu Rafineryjnego w Płocku, Kopalni Surowców Skalnych w Złotoryi, Bellony, Herbapolu Pruszków, Zakładu Ceramiki Budowlanej Markowicze, Polmosu Bielsko-Biała i Zespołu Uzdrowisk Kłodzkich.
– Warto zauważyć, że oba przypadki, w których spółki pracownicze znalazły się najbliżej zakupu prywatyzowanych firm, nie są oparte o program wsparcia prywatyzacji pracowniczo-menedżerskiej, tylko realizowane na zasadach ogólnych, dotyczących wszystkich zainteresowanych inwestorów – mówi „Rz” Maciej Wewiór, rzecznik resortu skarbu.
– Rządowy program prywatyzacji pracowniczej jest obarczony wadami, dlatego nikt z niego nie korzysta – mówi „Rz” jeden z doradców współpracujących ze spółkami pracowniczymi. - Spółki, by uzyskać poręczenie w Banku Gospodarstwa Krajowego, muszą najpierw mieć promesę kredytu w banku komercyjnym, a żaden bank nie pójdzie na takie warunki, jak 4-proc. prowizja płatna przed udzieleniem kredytu – dodaje. W jego opinii by program miał sens, powinien zostać skonstruowany na innych zasadach: spółka pracownicza mogłaby zaciągać kredyt w wysokości 50-80 proc. wartości transakcji, a na resztę emitować obligacje, które mógłby objąć fundusz inwestycyjny – mówi.
Resort gospodarki, który zainicjował starania o uruchomienie programu prywatyzacji pracowniczo-menedżerskiej, dystansuje się od tematu. – Podzielam opinie, że BGK jest wyjątkowo nieelastyczny - mówi „Rz” wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. –Potrzeba więcej odwagi w zarządzie BGK jeśli chodzi o współczesne wyzwania, bo BGK nie może być bardziej ostrożne od banków komercyjnych. Koszty poręczeń w wykonaniu BGK są wyjątkowo zaporowe. Poza tym nie powinno być tak, że nie liczy się ryzyka, a polega na wycenach firmy ratingowej. Jeśli ktoś ma mniejszy rating albo nie jest opisany przez żadną agencję powinien się zwracać właśnie do takich instytucji jak BGK, którego-specjaliści mogliby ocenić ryzyko i adekwatnie do niego wycenić koszty gwarancji czy poręczenia – dodaje.