Pozostałych ponad 1200 przewoźników, którzy latają do  i z Europy, oraz na trasach wewnętrznych kontynentu takie dane przekazało, co oznacza ich zgodę na uczestniczenie w systemie handlu emisjami (ETS). Opornym liniom UE dała czas do połowy czerwca na dostarczenie wymaganych danych. Jeśli tego nie zrobią- powiedziała unijna komisarz ds. ochrony klimatu, Connie Hedegaard – grożą im sankcje, w tym nawet zakaz lądowania na terenie UE. Ta ostatnia kara jest mało prawdopodobna, gdyż groziłaby odwetem ze strony władz w Pekinie i Delhi. Jak ujawniła komisarz Hedegaard, przedstawiciele UE nadal negocjują z przedstawicielami indyjskich i chińskich przewoźników w międzynarodowej organizacji lotniczej International Civil Aviation Organisation. Ostateczne propozycje mają przedstawić na początku czerwca. Wiadomo, że włączenie przewoźników lotniczych do systemu handlu emisjami (ETS) średnio spowoduje podwyżkę biletu o ok. 2 euro.

W czerwcu też oczekuje się rozwiązania sporu UE – reszta świata w sprawie jednostronnego wprowadzenia przez Brukselę opłat dla lotnictwa za emisje spalin. – Pracujemy teraz nad znalezieniem globalnego rozwiązania – zapewniała unijna komisarz. Oznacza to jednak, że ponad 1200 linii lotniczych, w tym amerykańskie, rosyjskie, australijskie, afrykańskie i większość azjatyckich poddało się presji Unii Europejskiej, choć wcześniej podpisały w Moskwie deklarację, w której zadeklarowały wspólną front odmowy płacenia za emisje. W lutym do zbuntowanych linii dołączył europejski producent samolotów Airbus. Tom Enders, prezes Airbusa, ostrzegał, że grozi to przekształceniem się sporu w wojnę handlową.

Zdaniem Tony Tylera, dyrektora generalnego Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Powietrznych, w tym roku ETS będzie kosztowało przewoźników 1,2 mld euro.

– To dużo w sytuacji, gdy dla świata prognozujemy zysk w wysokości 3,2 mld dol, a dla Europy stratę 600 mln dol.

– mówi Tyler „Rz".