Znakowanie zwierząt wprowadzono początkowo w tym małym kraju Ameryki Płd., gdzie żyje zalewie 3,3 mln ludzi, ale hoduje się 11 mln sztuk bydła, z przyczyn podatkowych. System jest drakoński, ale wraz z upływem lat stał się doskonałym mechanizmem marketingowym zapewniając doskonałą opinię o wołowinie z tego kraju.
- 20 lat temu mieliśmy duże trudności z opanowaniem tego sektora zwłaszcza pod względem ukrywania dochodów przed urzędem podatkowym. Wymyśliliśmy więc system lepszy od papieru, rozległy system łączący przemysł przetwórczy i chłodnie ze wsią poprzez globalną identyfikację — wyjścia wiceprzewodniczący Krajowego Instytutu Mięsa INAC, Fernando Pérez.
System, kontrolowany przez instytucję państwową identyfikuje numery 100 proc. pogłowia za pośrednictwem elektronicznego mikroprocesora wszczepionego na uszach każdego zwierzęcia z chwilą jego narodzin.
Na początku wywołał pewne opory i sprzeciwy, od 2006 r. stał się obowiązkowy dla mięsa wołowego, a od ubiegłego roku dla każdego mięsa. Cykl kończy się z chwilą uboju. Precyzyjna procedura pozwala, aby informacja o danym zwierzęciu była dołączana do każdego kawałka mięsa kupowanego przez konsumentów i restauratorów na całym świecie.
— Identyfikowalność (traceability) z marketingowego punktu widzenia jest dużym plusem — uważa F. Pérez — bo każdy klient może zażądać wykazania mu historii zwierzęcia, którego kawałek właśnie nabył.