Korespondencja z Frankfurtu
Eksperci od ostatniego czwartku analizują pierwsze pomysły na przetrwanie kryzysu wystawców Międzynarodowego Salonu Samochodowego we Frankfurcie (kończy się 22 września). Zastanawiają się, którzy z prezesów koncernów mają rację. Czy firmy z segmentu premium, czy Sergio Marchionne, prezes Fiata/Chryslera, który zdecydował, że Fiat w tym roku we Frankfurcie pokaże po prostu „więcej tego samego", czyli nowe odmiany i kolory sztandarowych modeli, a więc wariacje na temat Fiata 500 i Pandy?
Ryzyko premiery
– Wypuszczanie premierowego modelu w takiej sytuacji, jaka panuje dzisiaj w europejskiej motoryzacji, to samobójstwo. Kiedy ostatecznie rynek rzeczywiście się odbije, takie auto będzie już stare – tłumaczył podczas konferencji prasowej we Frankfurcie prezes Ferrari Luca Cordero di Montezemolo. – Rynek europejski jest nadal pod wielką presją, ja osobiście nie widzę żadnych oznak ożywienia – mówił. Oczywiście nie chodzi mu o pojazdy luksusowe, bo na rynku premium nie ma kryzysu. Di Montezemolo bronił Fiata pod nieobecność Sergia Marchionne, który odwołał konferencję prasową, bo jak potem stwierdził „miał ważniejsze rzeczy do zrobienia". Z kolei rzecznik Fiata Richard Gadeselli ujawnił, że na razie koncern inwestuje w marki inne niż Fiat.
Postawić na ilość
Z takim podejściem nie zgadza się prezes Opla Thomas Neumann i General Motors Europe. Jego zdaniem nie ma innego wyjścia, jak ostro konkurować na najtrudniejszym nawet rynku i to możliwie najbardziej atrakcyjnymi modelami. Neumann nie ukrywał, że ma świadomość wagi decyzji, jakie podejmuje: – Od tego, czy nam się uda, zależą dziesiątki miejsc pracy – powiedział. Opel pokazuje więc we Frankfurcie przeprojektowaną Insignię i sztandarowy model koncepcyjny Monza, który ma zapoczątkować rewolucję stylistyki w Oplu.
12,4 mln sztuk ma wynieść w tym roku europejska sprzedaż aut