Powodem są idące w miliardy dolarów subsydia jakie otrzymują linie lotnicze z bogatych krajów arabskich. Pozwalają one na obniżanie cen biletów na połączenia z niezwykle atrakcyjnym dla przewoźników regionem.

Dyrektor generalny Delta Airlines Richard Anderson wraz z innymi szefami amerykańskich towarzystw lotniczych twierdzi, że nie jest w stanie skutecznie konkurować z przewoźnikami znad Zatoki Perskiej i domaga się od białego Domu podjęcia konkretnych działań. Arabscy przewoźnicy bronią się przypominając, że po zamachach z 11 września 2001 roku także amerykańskie linie lotnicze cieszyły się z rządowych subsydiów, gwarancji kredytowych oraz z parasola amerykańskiego prawa upadłościowego.

Na tym tle doszło do małego skandalu. Anderson w wywiadzie dla telewizji CNN oświadczył, że jest ironią historii iż to Zjednoczone Emiraty Arabskie przytaczają właśnie argumenty związane z zamachami, bo sprawcami ataków z 11 września byli właśnie terroryści pochodzący z tego regionu – na 19 zamachowców piętnastu miało obywatelstwo Arabii Saudyjskiej, trzech – ZEA, a pozostałych dwóch – Egiptu i Libanu.

Ostro zareagował szef linii Emirates Tim Clark, który oświadczył, że jego kolega po fachu "przekroczył granicę" wiążąc rządy krajów rejonu z atakami z 11 września 2001 roku. Szef Delty już wystosował oficjalne przeprosiny, co jednak nie usatysfakcjonowało do końca strony arabskiej. Administracja na razie uchyliła się od komentarzy.