Efektem tego dochodzenia może być zobowiązanie GE do ustępstw, w tym sprzedaży niektórych zakładów należących do obydwóch spółek. Ostateczna decyzja, czy ostatecznie KE zezwoli na tę fuzję ma zapaść do 8 lipca.
Na rynku producentów gazowych turbin energetycznych liczą się w tej chwili cztery firmy - właśnie GE i Alstom oraz niemiecki Siemens (też zainteresowany przejęciem Alstomu) i japońskie Mitsubishi Hitachi Power Systems, joint venture powstałe z połączenia Mitsubishi Heavy Industries i Hitachi.
W rozmowie z „Rzeczpospolitą" wiceprezes GE, John Rice nie ukrywał, że już przekonanie rządu francuskiego do „wyprzedaży rodowych sreber" nie było łatwe. —Ale byliśmy całkowicie otwarci na wszystkie uwagi, odpowiedzieliśmy na wszystkie zadane nam pytania. A efekt skali, jako wynik fuzji naszych segmentów energetyczny jest nie do przecenienia — mówił John Rice. Przyznał też, że nie interesuje go sytuacja, w której GE pozostawałby 3., bądź 4. graczem na rynku. - Fuzja z Alstomem da nam pożądaną siłę — mówił. Oznacza o, że dla GE zniknąłby jeden z trzech głównych rywali. Właśnie tego najwyraźniej obawia się KE.
Jak wyliczył JP Morgan na podstawie analizy z ostatnich 25 lat, GE ma 47 procentowy udział w rynku już zainstalowanych turbin gazowych. Udział Siemensa wynosi 26 proc, Mitsubishi — 8 proc. i Alstomu 7 proc. A źródłem zysku nawet nie jest sama produkcja takich turbin, tylko ich instalacja i serwisowanie.
Z przekonaniem Brukseli może być trudniej, bo GE wyraźnie nie jest faworytem Komisji Europejskiej, która w przeszłości już zablokowała przejęcie przez ten koncern Honeywella. Wartość tej transakcji miała wynieść 47 mld dolarów, a wcześniej amerykańskie władze wyraziły na nią zgodę.